grudnia 17, 2019

Popłynęłam ~20~21~

Cześć,

Dawno nie było u mnie postu z nowościami (w sumie to żadnego rodzaju postu), a w ciągu ostatniego roku od grudnia 2018 trochę się tego uzbierało :) Postanowiłam Wam podzielić to na trzy podwójne posty, aby jednak zaprezentować co nowego, makijażowego się u mnie nazbierało. Pierwsza poniżej prezentowana część to zakupy poczynione od Grudnia 2018 do Lutego 2019 oraz od Marca do Kwietnia 2019. Trochę tego się nazbierało przez prawie rok, ale choć posty się nie pojawiały to i tak w miarę na bieżąco starałam się zbierać zakupy i robić im zbiorcze zdjęcia w nadziei, że jednak wrócę do blogowania - i oto jestem!

Zaczniemy od pierwszych trzech miesięcy:




To co pierwsze rzuca się w oczy to tylko 3 pomadki i aż 4 palety - totalnie zaburzona proporcja, która na szczęście zostanie wyrównana w kolejnych miesiącach :) Poczułam, że w mojej toaletce jest stanowczo za mało palet :) Buahah ja to siebie sama potrafię nieźle oszukać.





Zacznę od palet, pierwsza z nich to tęczowe cudo od Morphe "35B Color Burst Artistry" (139zł). Od dawna szukałam czegoś kolorowego, a tutaj do tego tych odcieni jest masa! Szkoda tylko, że kolorki nie są podpisane w palecie tylko na jakiejś przeźroczystej foli, którą łatwo zgubić :(



Kolejna paletka, to chyba moja pierwsza z marki I Heart Revolution "Nudes Palette" (43,99zł). Bardzo spodobała mi się kolorystyka, wiem że wokół tej marki krąży wiele sprzecznych opinii, ja natomiast chciałam się sama przekonać o jakości tych cieni.




Ostatnie dwie paletki od Hudy zakupione w tym okresie to zaspokojenie mojej wciąż wielkiej rządy i niedostatku fioletów oraz czerwieni wśród cieni do powiek. Pierwsza z paletek to "Ruby Obsessions Palette" (25GBP) i wcale tak dużo czerwieni tam nie ma :( Drugie maleństwo to "Amethyst Obsessions Palette" (25GBP) w której zamiast fioletów jest więcej róży... ech cała ja, zamiast pooglądać palety najpierw na żywo to od razu kupuje! Nie zrozumcie mnie źle, palety są piękne i bardzo mi się wizualnie podobają, jednak muszę czasem bardziej z głową podchodzić do zakupów - czy mi się to uda? Ech zobaczycie w kolejnych postach :)




Przyszła kolej na produkty do makijażu twarzy - kupiłam dwa. Pierwszy z nich to rozświetlacz który już od dłuższego czasu chodził za mną, a teraz jest jednym z ulubionych. Przyznam, że nie należy do tanich więc polujcie tylko i wyłącznie na niego przy zniżkach, mowa oczywiście o Lumene, "Shimmering Dusk", rozświetlacz z serum Invisible Illumination (77,39zł). Należy go bardzo niewielka ilość wklepać palcem lub gąbką w nieprzypudrowaną twarz i bum - piękna, jednolita tafla blasku - latem istne szaleństwo w słońcu :)



Kolejnym produktem do twarzy był niesamowicie dobry puder od  Loreal True Match w kolorze transparentnym (29,90zł). To sypki puder o białym odcieniu, jednak nie bieli twarzy. Bardzo dobrze trzyma mat, jednak ma dwa minusy. Pierwszy to jego okropnie zaprojektowane opakowanie! Głęboka dziura zakończona sitkiem, w połowie zużyty puder kompletnie nie chciał się wysypywać z opakowania, musiałam nożyczkami rozciąć materiałowe siteczko i przesypać produkt do innego opakowania. Drugi minus to jego ilość - niby 10g, a uwierzcie znika bardzo szybko :(



Pora na produkty do brwi, pierwszy z nich to automatyczna kredka od Wibo "Feather Brow Creator" w kolorze Soft Brown (15,99zł). Kredka jest średnio twarda, ma przyjemny lekko ciepły odcień oraz nieziemsko cienki i precyzyjny rysik! Uwielbiam, ubolewam tylko, że nie ma innych kolorów - no chyba że są? Poprawcie mnie jeśli się mylę.



Od kiedy nigdzie nie mogę dorwać mojego ulubionego żelu do brwi ze Sleeka to ciągle szukam zamiennika. Mojego ulubieńca musieli wycofać z produkcji bo nawet na stronie producenta już nie widnieje. Nic w podobnym przedziale cenowym nie utrzymuje włosków tak dobrze jak wcześniej wspomniany produkt. Loreal Brow Artist Plumper (19,90zł) w kolorze Transparent próbował ujarzmić moje włoski i powiem Wam, że czasem nawet mu się to udawało, jednak podczas cieplejszych dni lub deszczu przegrywał :( Szczota jest bardzo fajna, malutka, jednak żel szybko z przeźroczystego stawał się brązowy przez zdejmowanie z brwi użytej wcześniej kredki czy też pomady, co niekiedy było wkurzające bo robił prześwity w rysunku brwi.



Nie mogło zabraknąć także mojego ulubionego tuszu do rzęs Maybelline Lash Sensational (14,90zł)! Uwielbiam tą szczoteczkę i straciłam już rachubę które to jest moje opakowanie :) Domywa się okropnie, ale to co robi z moimi rzęsami wynagradza mi całą męczarnie podczas demakijażu.





Na koniec oczywiście to co tygryski lubią najbardziej, czyli produkty do ust :) Poniżej znajdziecie swatche wszystkich trzech kolorów, starałam się w programie do zdjęć oddać jak najbardziej ich prawdziwe kolory.


Pierwsza z góry to NARS Powermatte Lip Pigment w kolorze Give It Up (130zł) to matowa pomadka w płynie, pachnie lekko chemicznie, natomiast na ustach jest leciutka jak woda. Bardzo trwała, łatwo się dokłada, a przy nakładaniu nie powstaje skorupa i pigment równo rozkłada się na ustach. Kolor to intensywna fuksja, ale nie żarówiasta. Druga pomadka to MAKE UP FOR EVER Artist Rouge w odcieniu Bois de rose nr C211 (125zł). Pomadka ma ciężkie i piękne opakowanie, sam kolor też jest śliczny - ciemny brudny róż wpadający w bordo z lekką odrobina brązu. I tu się zalety kończą, niestety pomadka śmierdzi tragicznie jakby farbą malarską lub innymi malarskimi chemikaliami i zapach jest mega intensywny. Na ustach wygląda pięknie po nałożeniu, ale potem żyje własnym życiem i oprócz transferu na wszystko rozlewa się także poza kontur ust :( Trzecia pomadka to SMASHBOX Be Legendary Lipstick w kolorze Back Talk (107zł). Bardzo spodobał mi się w drogerii ten kolor - to taki idealny nudziak, nie za jasny, beżowo-brzoskwiniowy kolor ze złotymi drobinkami, których ja na ustach mało co dostrzegam. O dziwo nie śmierdzi tak jak poprzedniczka o której pisałam TUTAJ

Teraz pora na kolejna porcje zakupów:




Tymi zakupami przywróciłam znaną proporcję mnóstwa szminek - jak na uzależnioną od nich przystało! Możecie też dostrzec, że fascynacja fioletem ciągnie się dalej, podobnie jak poszukiwanie najlepszego pudru :)



Tak, moja fascynacja fioletami nakazała mi zamówić paletkę Makeup Revolution Violet Chocolate (39,90zł):) są tu 4 takie cienie, więcej o niej i  o innych paletach dowiecie się z recenzji :) kolory mi się podobały na pierwszy rzut oka bo oprócz niecodziennych kolorów są tu także zwyklaczki ciepłe i chłodne idealne na co dzień.




Kolejna paleta to pięknotka od Anastasia Beverly Hills "Norvina" (43GBP) zamówiona z Anglii. Bardzo podoba mi się taki układ cieni jak w tej paletce, czyli rzad matów i osobno błysków, dodatkowo to idealna dzienna paleta, bo nie ma tu za dużo ciemnych kolorów.  Miałam mała przygodę z tą paletką. Otóż przyszła do mnie z pokruszonymi wszystkimi błyskami :( na szczęście napisałam do sklepu i bez problemu wysłali mi nową - tym razem doszła cała! A wersję pierwszą otrzymała moja przyjaciółka, która sobie uklepała pokruszone cienie i paletka wygląda jak nowa :)



Kolejna ślicznotka w chłodnej tonacji to paletka od ColourPop "You Had Me At Hello" (99zł). Tu na zdjęciach nie udało mi się uchwycić jaka jest śliczna, ma niesamowite błyski i idealne maty aby podkreślić oko - jest miłość! Dodatkowo oprócz 12 cieni jest tu też duże lusterko więc full pakiet. Minus w cieniach od tej marki jest taki, że są one malutkie w porównaniu do palet np. Zoevy.



Pora na zakupowe produkty do twarzy. Pierwszy z nich to puder marki Paese - puder bambusowy mrożone wino (39,99zł). Jest biały i troszkę bieli, ale jak nie nałożycie za dużo to jest ok, matuje super! Zapach jest przyjemny ale momentami dla mnie za intensywny podczas pudrowania, niestety puder jest bardzo lotny i łatwo można go rozsypać wszędzie kiedy nie będziemy uważać.




Kolejna rzecz to potrójnie wypiekany rozświetlacz do twarzy - I Heart Revolution Glow Hearts Rays of Radiance (31,99zł). Ma ładny szampański kolor, jednak jak dla mnie zbyt sucho wygląda na twarzy, użyłam go kilka razy i poszedł w dobre ręce.



Pora na ulubiony temat , czyli produkty do ust. Na sam początek coś z pielęgnacji Clarins Instant Light Lip Comfort Oil nr 02 w kolorze Raspberry (89zł). Kupiłam go, bo miał bardzo dobre oceny w sieci i był polecany przez znane youtuberki, cena nie mała więc wolałam  poczytać trochę opinii przed zakupem.  Zapach ma cudny, owocowy i bardzo słodki. Na ustach się lepi jak miód, ja nakładam go w niewielkiej ilości na noc i rano moje usta są bardzo ładne, gładkie i odżywione, ale ostatnio nie mam jakiś problemów z suchością ust. Do tej pory zużyłam połowe opakowania przy codziennym stosowaniu na noc - więc całkiem dobra wydajność. Gdy nałożyłam go kiedyś bo wychodziłam na zakupy w ciągu dnia zrobił się dziwny na ustach, w połowie zniknął a w połowie mega wysechł i moje usta ani nie wyglądały ani nie czuły się przez to dobrze. Ogólnie szału nie ma, więc nie wiem skąd te zachwyty w sieci. Za taką kasę podobny efekt dostaniecie po pomadkach ochronnych za 10zł.




Dużo błyszczyków będzie w tym poście, a to dlatego, że na początku roku zaczęłam częściej po nie sięgać, a tym samym więcej ich kupować. Dwa gagatki powyżej to CLINIQUE Splash Lip Gloss + Hydration nr 02 Caramel oraz nr 17 Spritz Pop (79,20zł). Nie mają zapachu, a kolor przy nr 17 jest w miarę kryjący, to taki średni, jasny oraz chłodny róż. Nr 02 to typowy niudziak w beżowej kolorystyce, jest dużo jaśniejszy od drugiego odcienia i na ustach wygląda bardzo naturalnie. Ja oba kolory nakładam w małej ilości. Kleją się na ustach, więc jeśli ktoś tego nie lubi to odradzam. Długo się utrzymują, natomiast jedzenia nie przetrwają.




Kolejne dwa błyszczyk to URBAN DECAY Hi-Fi Shine Gloss w kolorach Naked oraz Rapture (79,20zł). Oba maja charakterystyczny mentolowy zapach, są klejące jak poprzednie oraz lekko mrowią na ustach. Kolory są półtransparentne i bardzo rozmyte, widać niewielką równice w odcieniach na ustach. Naked posiada złote drobinki, ale nie rzucają się one bardzo w oczy. Ja te błyszczyki bardzo lubię :)




Ostatnie dwie ślicznotki to już tradycyjne pomadki od URBAN DECAY z serii VICE, jedna matowa Comfort Matte Backtalk, a druga tradycyjnie kremowa Cream Rapture (84zł). Zapach nie jest mocno wyczuwalny, ale raczej chemiczny jak już. Pigment bardzo mocny w obu. Pierwsza to ciemniejszy brudny róż z domieszką brązu, a druga to ciemniejszy róż wpadający troszkę w bordo. Niestety oba wykończenia mogłyby popracować nad trwałością, bo bardzo łatwo się rozmazują i transferują.

Kto dotarł do końca to gratulację :)
Dajcie znać czy podoba Wam się taki post z zakupami z tego roku. Bo będę mieć dla Was wtedy jeszcze z 2 podobne, będąc szczera nie ograniczałam się w zakupach nawet nie będąc aktywna na blogu :)

Macie może coś z tych rzeczy? Sprawdzają się Wam? A może polecacie inne kolory lub wykończenia? Dajcie koniecznie znać :)

Ściskam ciepło!

7 komentarzy:

  1. Pomadka Smashbox i Nars mnie kuszą ! planuję zkaupić paletę Colurpop ale w brązach :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale piękne kosmetyki dołączyły do Twojej kolekcji! Cały czas wzdycham do palety Norvina, jest taka śliczna, a ja uwielbiam ich formułę cieni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest serio super, jak tylko nadarzy się promocja to kupuj :) teraz ABH można już dorwać w innych drogeriach internetowych poza Sephorą :)

      Usuń
  3. Paletek nigdy dość, nawet jak już Ci się nie mieszczą! Fajne zakupy poczyniłaś przez te kilka miesięcy :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 M&M - Mouse and Makeup , Blogger