maja 27, 2018

Urban Decay - Naked Ultimate Basics

Urban Decay - Naked Ultimate Basics
Hej!

Przychodzę dziś do Was z recenzją palety na którą przed zakupem czaiłam się kilka miesięcy. W końcu dorwałam ja na promce w Sephora zachęcona tonami pochlebnych recenzji w sieci. Mowa o palecie Urban Decay Naked Ultimate Basics (169zł) - czy polubiłam się z ta paletą i polecam?


Cienie dostajemy w przepięknej palecie w odcieniach złota, brązu i szarości z grubego plastiku, a dodatkowo jest ona zapakowana w kartonowe opakowanie - równie piękne, na którym dizajnersko przedstawione są wszystkie kolory jakie znajdziemy w środku oraz informację, że paleta zawiera same maty.


Wewnątrz opakowania znajdziemy zestawienie 12 pięknych, matowych cieni w wypraskach w formie cienkich prostokątów jak w innych paletach tej firmy z serii Naked. Dodatkowo duże lusterko i pędzelek.


  • Commando - bardzo jasny brąz, a może ciemny beż, jednak idealny w załamanie
  • Nudie - bezowy odcień jednak dla mnie za ciemny na całą powiekę, na bank będzie dobry dla osób z ciemniejszą niż ja karnacją
  • Blow -byłby idealnym jasnym beżem, gdyby nie fakt, że to nie jest mat


  • Faith - ciepły odcień średniego brązu, przypomina kolor orzecha laskowego
  • Extra Bitter - piękny wiewiórkowy, rudy kolor
  • Pre-Game - bardzo jasny, żółciutki odcień


  • Lethal - trochę jakby ciemny burak w połączeniu z brązem, bardzo piękny kolor jednak przy rozcieraniu kolor blednie i robi się bardziej brązowy
  • Instinct - piękny i jasny, pastelowy fiolet
  • Tempted - ciężki do opisania odcień, wygląda trochę jak jasny, neutralny kolor brązu z domieszką szarości i do tego lekko wypłowiały


  • Blackjack - piękny czarny kolor, jednak pigmentacja nie jest porażająca
  • Magnet - cudny, szaro-grafitowy odcień
  • Lockout - średni kolor, raczej ciepłego brązu
Cienie jak dla mnie mają bardzo podobną pigmentacje. Nie są jakoś szałowo napigmentowane, ale ich intensywność można spokojnie, powoli budować. Niestety się osypują, więc radzę wykonywać Wam makijaż oka przed makijażem twarzy, aby unikną efektu pandy i podbitego oka ;)

Przygotowałam dla Was jak zwykle, makijaż wykonany w pełni recenzowaną paletą. Miał być spotlight, ale ostatecznie wewnętrzny kącik zostawiłam dużo jaśniejszy niż zewnętrzny.



Makijaż jest totalnie matowy, a przez rozświetlenie środka powieki wygląda jakby się błyszczał :) Wykorzystałam tutaj 5 cieni z palety. Wyszło troszkę ciemno, ale beżowa kredka pomogła troszkę rozjaśnić spojrzenie.

1. Jako bazy użyłam Golden Rose Eyeshadow Primer i całe powieki przypudrowałam także produktem od Golden Rose - Longstay Matte Powder nr 01
2. Potem dość wysoko zaznaczyłam załamie powieki  kolorem Faith, a następnie w kąciku  zewnętrzny, wewnętrzny oraz nieco niżej w załamaniu powieki naniosłam kolor Instinct
3. Kącik zewnętrzny zarówno na górze jak i na dole przyciemniłam odcieniem Lethal
4. Kącik wewnętrzny na górnej powiece przyciemniłam brązem Lockout
5. Aby rozświetlić obie powieki zastosowałam jedyny nie matowy cień, czyli Blow na środek górnej powieki oraz na wewnętrzny kącik dolnej
6. Na koniec górną linie wodą przycieniłam kredką z Kryolan Kajal w kolorze Brown, a dolną w kolorze Cream, aby otworzyć bardziej oko




Czy polecam? Po głębszym zastanowieniu - Nie. Chyba inaczej wyobrażałam sobie tą paletę i moje wyobrażenia przerosły to co otrzymałam po zakupie. Po pierwsze to wcale nie są maty! To satyna, a czasem pod światło widać nawet jakieś mikro świecące drobinki - które najlepiej są widoczne przy najciemniejszych kolorach. Nie będę się czepiać pigmentacji, bo to nie jest najważniejsze - dla mnie najważniejsze jest to jak kolor się rozciera i czy można go budować. Tak - praca z nimi jest przyjemna, pięknie się rozcierają, jednak ten osyp... zawiedziona jestem też kolorystyką, bo choć odcienie różnią się od siebie, to te różnice są naprawdę niewielkie, a na oku praktycznie znikają. Beże i brązy są strasznie do siebie podobne - jak dla mnie można było tą paletę zamknąć w liczbie cieni 8 lub 9, a nie silić się na 12 zlewających się ze sobą kolorów. Na koniec doczepie się opakowania, bo choć wyglądowo zachwyca, to taka forma wkładów do cieni jest mega niewygodna... no chyba, że zawsze robicie makijaż samymi małymi, kulkowymi pędzlami, ja jednak preferuje kwadratowe lub owalne formy cieni :) Ogólnie sama jestem sobie winna, bo zamiast najpierw ją obejrzeć z bliska i zmacać w sklepie to ja nabuzowana internetami bez zastanowienia brałam w ciemno.

Na koniec lista i zdjęcie wszystkich kosmetyków użytych do tego makijażu:


TWARZ: Baza z Golden Rose Luminous Finish; Laneige Snow BB Cream w kolorze nr 1 Shimmer Brightening; Korektor z L.A. Girl Pro Conceal – Porcelain; Golden Rose Longstay Matte Powder nr 01; Bronzer z Kobo nr 308 Sahara Sand; Rozświetlacz z Mysecret Face Illuminator - Sparkling Beige
OCZY: Baza pod cienie Golden Rose Eyeshadow Primer; Paleta Urban Decay - Naked Ultimate Basics (); Kredka do oczu z Kryolan Kajal – Cream i Brown; Bourjois Volume Reveal Mascara Radiant Black
BRWI: Kredka do brwi Smart Girls Get More Eyebrow Pencil w kolorze Blonde nr 10; Żel do brwi z Sleek Brow Perfector – Clear
USTA: Loreal Colour Riche Extraordinaire Lip Gloss nr 500 Molto Mauve


A Wy macie tą paletkę? Jak Wam się sprawdza? Może macie inne palety z serii Naked?
Ściskam mocno!

maja 19, 2018

It's Skin - Mangowhite peeling gel

It's Skin - Mangowhite peeling gel
Hej,

Czy znalazłyście już kosmetyk idealny? Czy wierzycie w jego istnienie? Ja nie, jednak jedyne co mogę stwierdzić na pewno, że nigdy nie miałam lepszego peelingu niż  Mangowhite peeling gel od It's Skin (49zł).


Ja wiem, że nigdy nie zaczynam recenzowanej pielęgnacji od takiego oświadczenia, ale no muszę, muszę bo się uduszę! Moja skóra na twarzy jest tak delikatna i wybredna, że nic kompletnie jeśli chodzi o peelingi się nie sprawdza - wszystko podrażnia, aż tu naglę taki Gral :)

Peeling kupiłam w marcu 2017 TUTAJ i jego resztki wyskrobałam jeszcze w Październiku - bite 7 miesięcy używania dwa razy w tygodniu za 50zł - dla mnie deal życia :) Na jedno użycie nie nakłada się dużo, bo i dużo nie trzeba żeby zrobił swoje.

Kilka szybkich faktów:
  • Pojemność 120ml
  • Ważność 12 miesięcy od otwarcia
  • Cena ok. 50zł
  • Skład: Water, Butylene Glycol, Cellulose, Alcohol, Garcinia Mangostana Peel Extract, Triethanolamine, Carbomer, Panthenol, Methylparaben, Carica Papaya (Papaya) Fruit Extract, Peg-40 Hydrogenated Castor Oil, Ppg-26-Buteth-26, Fragrance, Pyrus Malus (Apple) Fruit Water, Zea Mays (Corn) Starch, Polyethylene, Lactose, Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower Extract, Ocimum Basilicum (Basil) Flower/Leaf Extract, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Foeniculum Vulgare (Fennel) Fruit Extract, Disodium Edta, Houttuynia Cordata Extract, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Althaea Officinalis Leaf/Root Extract, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Copernicia Cerifera (Carnauba) Wax, Iron Oxides (Ci 77491), Macadamia Ternifolia Seed Oil, Iron Oxides (Ci 77492), Iron Oxides (Ci 77499), Squalane, Tocopheryl Acetate, Hydroxypropylcellulose, Red 33 (Ci 17200) 


Peeling przychodzi do nas w plastikowej tubie, bardzo giętkiej, a jej boki są przeźroczyste - więc możemy monitorować ubytek produktu. Opakowanie jest bardzo poręczne, jednak wszystkie niezbędne informację są po koreańsku, wiec ratuje nas tutaj jedynie strona sklepu.

Dozowanie jest bardzo przyjemne, produkt się nie rozlewa i zawsze możemy wydostać idealną ilość jaką potrzebujemy.

Ciekawostką jest to, że jest to peeling nakładany na sucho :) pierwszy raz spotkałam się z czymś takim, zazwyczaj produkty tego rodzaju nakłada się na zwilżoną twarz, a tu takie zaskoczenie!

Dość o opakowaniu! Sam peeling ma lekko różowy kolor - bardziej to blady, pudrowy róż niż soczysta landrynka :) Konsystencja jest idealna, nie za gęsta i nie za bardzo lejąca. Nie spływa z ręki, ale bardzo dobrze się rozprowadza. Jest pełna jakby małych, czerwonek kropeczek które wyglądają jak małe nasionka. Pod palcem jednak rozpływają się jak masło.

Zapach, z którym do tej pory jeszcze się nie spotkałam - bardzo przyjemny, nie nachalny - jakby owocowy i kwiatowy jednocześnie :) Bardzo szybko po nałożeniu peelingu się ulatnia.

Skóra po masażu takim produktem jest jak odnowiona, promienna, gładziutka i bardzo miękka.


Obietnice producenta:
"Dzięki innowacyjnej formule peeling delikatnie, ale niezwykle skutecznie oczyszcza skórę, usuwając martwy naskórek oraz nadmiar sebum bez powodowania podrażnień. Przywraca skórze zdrowy koloryt i wygładza jej strukturę. Po zastosowaniu skóra jest czysta, świeża, promienna i aksamitna w dotyku. Odpowiedni dla każdego rodzaju skóry. Dodatkowo, wyciąg z owoców mangostanu ma znakomite działanie przeciwzapalne oraz łagodzące."

Co ja na to?
  1. Dokładnie tak jest, proces usuwania starego naskórka jest najdelikatniejszy na świecie, nie wyobrażam sobie, że można to zrobić jeszcze delikatniej. Skóra nie jest potem zaróżowiona czy też ściągnięta. 
  2. Wygładzenie jest w prost oszałamiające, jakby ktoś jednym ruchem ręki ściągną Wam z twarzy warstwę wszelkich oznak przesuszenia i zostawił nową świeżutką skórę która czaiła się tuż pod powierzchnią.
  3. Jeśli ktoś się kiedyś zastanawiał czy skóra może być delikatna jak aksamit - może :) Po przemyciu twarzy wodą skóra jest młodsza i promienna.
  4. Jeśli mam być szczera to moja skóra nigdy nie była taka ładna jak w okresie kiedy używałam tego peelingu, jej spadek formy i powitanie sporadycznych nieprzyjaciół zaczął się kilka tygodni po odstawieniu tego cuda :(
Czy kupie ponownie? TAK, TAK i jeszcze raz TAK!

Serio czy ktoś po takiej recenzji mógł się spodziewać innej odpowiedzi? : Kochane, ja nie wiem jak to jest możliwe, że jego zapas nie jest jeszcze wszędzie wykupiony?! Najlepszy produkt ever! Sam proces nakładania peelingu i masażu jest niesamowity - tak jakby ten żel szedł sobie po naszej twarzy i jak kwiatki zrywał każdą suchą skórkę - niesamowite. Nie znalazłam żadnej wady tego produktu - no może mógłby być tańszy :)


>> Następcą peelingowy będzie teraz Nacomi Face Scrub - peeling do twarzy wygładzający. Jak tylko go wykończę to dostanie także swoją recenzję <<

A Wy miałyście przyjemność obcować z którymś z tych peelingów? A może uwielbiacie jakiś inny?
Dajcie znać koniecznie jakie polecacie :)
Pozdrawiam!

maja 12, 2018

Fioletowa historia

Fioletowa historia
Hej,

Dawno nie było żadnego posta o pazurach. Pozwólcie, że właśnie ten taki będzie :) Po tytule możenie już wnioskować, że post opanuje kolor fioletowy :) Pantone wybrał fiolet kolorem roku - nie może on mi wyjść z głowy.


W dzisiejszym poście główne skrzypce grają wspomniane wcześniej fiolety. Będzie to kolaboracja dwóch firm :) Semilac w kolorze Lila Story nr 145 oraz Provocater Purple Euphoria nr 92. Do tych dwóch przystojniaków dołączą także białe naklejki wodne, ale to już w dalszej części posta :)


Lila Story nr 145 - to cudny odcień, jasny lawendowy kolorek, wręcz pastelowy, ale przy tym ma bardzo dobre krycie. Jako rodzynek powędrował na palec wskazujący obu dłoni.


Purple Euphoria nr 92 - to ciemny i bardzo intensywny fiolet o cudnej soczystej i chłodnej barwie. Jak to u wszystkich lakierów firmy Provocater bywa, ma on mega gęstą konsystencje i już przy pierwszej warstwie daje 100% krycia. Te odcień powędrował na wszystkie pozostałe palce :)



Całość mani dopełniły naklejki wodne, kupione na Allegro :) Naniosłam je na palec środkowy i serdeczny, co by przełamać bielą tą fioletową inwazję koloru!

Mani trzymał mi się jednak zaskakująco krótko, bo 8 albo 9 dni :( Najpierw zaczęły odchodzić naklejki przy brzegach paznokci, musiałam je źle zabezpieczyć topem. Następnie przy wolnych brzegach przy palcu wskazującym i środkowym zaczął odchodzić mi od paznokci cały lakier. Ściągnęłam te dwie hybrydy i nałożyłam ponownie, jednak akcja niestety się powtórzyła.  Podejrzewam, że to wina kombinacji bazy oraz topa z Smilaca i lakierów Provocater - może się nie lubią :(



A u Was co teraz króluje na pazurach? Coś wiosennego, letniego?
Pozdrawiam Was gorąco!

maja 05, 2018

Popłynęłam ~12~

Popłynęłam ~12~
Hej!

Skoro nowy miesiąc to i nowe zdobycze makijażowe :) Jak zwykle będą pomadki, bo tego u mnie nigdy nie dosyć, ale wyjątkowo pojawią się też dwa podkłady :) Jeśli jesteście zainteresowani to zapraszam do czytania!



Jak widzicie przekrój produktów dość spory, zarówno jeśli chodzi o markę jak i rodzaj kosmetyku. Dodatkowo do zestawienia trafiła paleta GlamBOX edycja V "Blask i cienie" (199zł), którą kupiłam już bardzo dawno, ale gdzieś mi się zapodziała w moich zbiorach i dlatego wcześniej nie trafiła na bloga :(



Zacznę właśnie od wspomnianej palety. Jak pisałam wyżej, kupiłam ją wcześnie, chyba w grudniu jeszcze - a potem nie używając odłożyłam do zakupowych zdjęć i przepadła :) Kompletnie o niej zapomniałam. Paleta jest dużo większa niż poprzednie edycje GlamBOX. Znajdziemy w niej także podwójną ilość cieni w porównaniu do innych palet Hani. Wyjątkowe są tutaj także 4 cienie które są pigmentami zatopionymi w specjalnej lepkiej bazie, aby idealnie przenosić się na powiekę. Niestety paleta jak wszystkie w Glamshop jest limitowanką i już dawno nie można jej dostać - rozeszła się jak świeże bułeczki :)



Pierwszy raz mam dla Was w zakupowych zdobyczach podkład, wcześniej pojawiły się jedynie TUTAJ próbki podkładów. Powód jest banalny, nie chce ich otwierać do zdjęć, póki mam jeszcze sporo otwartych innych. Tym razem jest inaczej, bo pozostałe podkłady już pokończyłam lub mam na wykończeniu :) Pierwszy produkt o którym chciałam Wam napisać jest Deborah Milano Formula Pura w kolorze najjaśniejszym czyli 00 Ivory (48,39zł). No i nie uwierzycie, ale jest dla mnie sporo za ciemny :( Po mojej dłoni można to łatwo zauważyć. Rozjaśniam go Pro Foundation Mixerem z NYX. Bardzo ładnie wygląda na twarzy, nie trzeba go przypudrowywać bo ma już pudrowe wykończenie po chwili od nałożenia na twarz. Ma raczej gęstą formułę, ja nakładam go syntetycznym pędzlem, a potem doklepuje gąbeczką. Największym jego plusem jest zapach... ach ten zapach... jak najsmaczniejsze maślane ciasteczko :) Pachnie cudnie, aż by się chciało sprawdzić czy tak samo smakuje :)



Następnym podkładem, a raczej BB kremem jest wychwalany wszędzie Missha Perfect Cover BB Cream SPF42 w kolorze nr 13 Bright Beige (54,29zł). Ja kupiłam go z dwóch powodów, po pierwsze dla tego że uwielbiam BB kremy i tego znajdziecie u mnie najwięcej, rzadko kupuje stricte podkłady. Po drugie po przeczytaniu tylu recenzji i obejrzeniu tylu filmów - ten krem nie mógł być zły - ech...
Nie twierdzę, że jest mega zły, po prostu nie dla mnie. Zacznę od koloru, wybrałam najjaśniejszy, który niestety wpada trochę w różowe tony, co przy mojej bladoróżowej karnacji nie jest najlepszym połączeniem :( Ma bardzo ładny kremowy zapach, opakowanie jest bardzo poręczne, a sam krem bardzo dobrze nanosi się na twarz - ja to robię gąbeczką. No i tyle z plusów. Niestety nawet mocno przypudrowany już po 4h włazi w każde załamanie skóry, do tego nie ma kompletnie krycia, lekko ale z podkreśleniem słowa LEKKO wyrównuje koloryt skóry, więc jeśli któraś z Was ma idealną cerę bez przebarwień to proszę bardzo :) Ja wiem, że to jest BB krem i nie powinnam oczekiwać tu żadnego krycia, no ale zlitujcie się, coś powinien robić :( Do tego gdzie on ma 50ml? No niby napisali na opakowaniu, że ma, ale jak chwycicie go do ręki to mam wrażenie że jest tego tam mniej niż 20ml, a opakowanie wydaje się w połowie puste :( Kompletnie nie rozumiem zachwytów nad tym produktem, jeśli go miałyście lub macie to dajcie znać - dla mnie mega rozczarowanie...


Następne 3 produkty kupiłam jakoś przypadkiem, były tanie a brakowało mi chyba do darmowej dostawy, więc wrzuciłam je w koszyk. Tu niestety też nie wypał.


Najpierw cień NYX Baked Shadow w kolorze Supernova BSH 19 (6,60zl). Na palcu jak i w opakowaniu ma przepiękny, błyszczący, szampański kolor - jednak na powiece gdzieś znika :( Może lepiej by wyglądał nałożony na jakąś bazę pod pigmenty, bo sam to mega rozczarowanie. Na powiece cały blask znika i wygląda jak zwykły beżowy cień i do tego średnio napigmentowany.


Jeśli chodzi o kredki NYX Infinite Shadow Stick w kolorze Almond ISS 05 oraz Silk ISS 04 (7,91zł) to tutaj także porażka, producent opisuje, że kredki te są wodoodporne i nie ścierają się i nie rolują - to chyba jakieś jaja, bo jest dokładnie odwrotnie. Nie zasychają nigdy, do tego rolują się cały czas, w jeden dzień poprawiałam powiekę chyba z 6 razy, a po powrocie do domu zmyłam od razu bo i tak prawie nic nie zostało. Pierwszy kolor Almond to taki szarawy, chłodny odcień brązu, natomiast Silk to dużo jaśniejszy złotawy beż. Wypróbuje je jeszcze jako bazę pod inne cienie, może tak się sprawdzą - nie wiem.



Teraz pora na 3 nowe pigmenty z Glamshop - GlamSHADOWS (14zł). Po pierwszym spotkaniu z tymi pigmentami byłam bardzo na tak, więc zamówiłam sobie kolejne :) Pierwszy kolor to Luna - mocno świetlisty cień, ma szarozieloną poświatę. Śnieżka w opakowaniu wygląda jak śnieg, na palcu jak kawałki sreberka, a roztarta daje efekt tysiąca iskierek w białym i srebrnym kolorze - przepięknie się błyszczy. Cukier puder w opakowaniu wygląda jak jasno i ciemno szary pyłek, a roztarty na dłoni daje roziskrzony efekt jak poprzedni, jednak tutaj miliony małych iskierek mają jasnoróżowy i jasnoniebieski kolor - przepięknie wygląda to pod światło.



Następny produkt myślałam, że będzie tym jedynym, wyczekiwanym i wyszukiwany. Nie jest źle jednak dalej to jeszcze nie to. Pisałam już o nim TUTAJ, kiedy zamówiłam sobie próbkę. Napisałam Wam wtedy że nie bieli - jednak bieli, a jak użyjemy go do bakingu to trzeba się mega nagimnastykować, żeby pozbyć się białych placków. Ecocera Transparenty puder ryżowy Fixer (16,63zł), bo o nim mowa, przychodzi w dużym opakowaniu i jak na 15gram to jest tam go strasznie dużo. Jednak co z tego jak przy pierwszym użyciu połowa wysypała mi się na ubranie i dywan :( Nie wiem czy to przy każdym opakowaniu tak jest - dajcie znać, ale u mnie to sitko jest za lekko wciśnięte lub po prostu niewymiarowe i się nie mieści, dlatego co chwila mi wyskakuje samo z pudełka. Użyłam pudru kilka razy, a prawie go już nie mam. Całe szczęście, że był nie drogi. Bardzo ładnie trzyma mat i nie waży się z żadnym podkładem czy kremem BB, a to duży plus :)


Pora na zakupy paznokciowe. Tym razem skromnie, bo tylko dwa produkty. Pierwszy to moja ukochana baza z Semilac - Lakier hybrydowy, budujący SemiHardi Milk (37zł). Zawsze nakładam go na zwykłą bazę, aby dodatkowo wzmocnić jeszcze płytkę paznokcia :)


Drugą rzeczą jest pyłek na paznokcie od Semilac, czyli Semilac Flash Galaxy Brown&Gold nr 667 (29zł). Niech Was nie zmyli nazwa, bo ten kolorek nie ma nic wspólnego z brązem czy złotem, ja tam doszukałam się mnóstwa zieleni, różu i miejscami fioletu :) Konsystencja jest bardzo lotna i delikatna, jakby potargane drobno, bardzo cienkie sreberko mieniące się różnymi kolorami.




Teraz pora na pomadki. Na początek dwa produkty od firmy Nabla. Pierwsza pomadka to niby specjalna edycja na Święta Bożego Narodzenia, która dalej jest w drogeriach internetowych, nawet po Wielkanocy. Druga to zestaw: konturówka i pomadka matowa w płynie - także wydane w Grudniu na Święta.


Kolory są śliczne i jakość tak samo dobra jak tych pomadek w kolekcji stałej. Pierwsza to Nabla Dreamy Matte w kolorze Noblesse Oblige (47,92zł) w raczej ciemnym kolorze. Odcień jest bordowo-różowy z domieszką szarości i brązu - przepiękny :) Drugi produkty to Nabla Dreamy Holiday Collection Dreamy Lip Kit w kolorze Closer (61,51zł). Ten kolor jest troszkę inny niż się spodziewałam, myślałam, że będzie to pastelowy, szarawy róż, jednak kolorkowi na moich ustach bardziej mu do beżowo-brązowego niż różowego, a szkoda :(


Na koniec trzy Maczki (68,80zł) kupione na promocji 20% :) uważam, że inaczej się ich nie opłaca kupować, szczególnie jeśli je lubicie tak jak ja i nigdy nie macie dość :)



Dwie z nich są o wykończeniu błyszczącym Creme Sheen. Pierwsza to Japanese Maple, czyli śliczni dzienny nudziak w beżowym odcieniu, a druga to Modesty, czyli brązowo-różowa i przydymiona, ostatnio strasznie lubię takie kolory - są nieoczywiste :) Ostatni kolorek to super soczysta różowa-czerwień All Fired Up w wykończeniu Retro Matte.

U mnie to tyle w temacie zakupów jeśli chodzi o poprzedni miesiąc, a u Was?
Pozdrawiam Was serdecznie!

PS. Zapraszam Was do rozdania które zrobiłam na moim Insta z okazji 1 roku bloga :)


Copyright © 2016 M&M - Mouse and Makeup , Blogger