Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bourjois. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bourjois. Pokaż wszystkie posty

września 06, 2020

Popłynęłam ~32~

Popłynęłam ~32~
Hej!

Z "małym" poślizgiem, ale już jest post z moimi nowościami z lipca :) Wybaczcie wszelkie milczenie, jednak natłok pracy oraz kolejny zabieg w szpitalu przystopowały moją blogową działalność :(
Jak zwykle u mnie kilka nowych palet i oczywiście pomadek, małym zaskoczeniem również dla mnie jest powiększająca się liczba bronzerów w mojej kolekcji :)



Łatwo dostrzeżecie, że pojawiło się kilka nowych marek, o których sama nie słyszałam dopóki nie zaczęłam oglądać amerykańskiego youtuba! Okazało się, że na Zalando można dorwać kilka marek o których istnieniu człowiek nie wiedział. Doszły też moje ostatnie zakupy z Glamshopu, które nie załapały się na poprzednie nowinki :)



Zacznę wiec i od nich. Pierwsza nowość to współpracy Hani z Hania :) GlamBOX AUTOPORTRET by Hania (219zł). Spodobała mi się bardzo kolorystyka, bo jest taka delikatna i idealna na co dzień, nie przepadam za tak dużymi formatami, ale myślę że to chyba jak na razie jedyny minus tej palety. Każdy tu znajdzie coś dla siebie, są tu zarówno ciepłe, jak i chłodne i neutralne kolory, więc jest w czym wybierać :)



Kolejna paleta to GlamBOX - KOKOSANKA (75zł), która jest cudną i chłodną opcją. To kolejna paleta dziewiątka z całej serii jaką wypościł ten sklep. Z brązów korzystam jak na ten moment codziennie kiedy się maluję - podoba mi się zarówno pigment jak i sama kolorystyka. Dwa ciemne błyski jeszcze nie tknięte, ale i na nie przyjdzie czas :)



Pozostając przy paletach, mam też kolejną od Natasha Denona - Safari Palette (64,50 USD). To była pierwsza paleta tej marki która mnie tak zauroczyła. Składa się ona z samych matów, a przyznam, że na co dzień często taki makijaż też robię. Poza niebieskim i szarym matem, których nie zamierzam używać całą resztę chętnie przytuliłam :)




Dalej w temacie oczu, pokaże Wam 3 pieruńskie błyski, które sobie sprawiłam będąc w Naturze. Mowa o KOBO Professional - Fantasy Pure Pigment (11,99zł). Rzadko używam sypkich pigmentów, ale czasem kiedy chcę błyszczeć to sięgam po nie - ubóstwiam nakładać jej puchatym pędzelkiem na mokrą bazę, wtedy przyklejają się nie równo i w rozproszonej ilości dając migoczący piasek na powiekach :)


Kolory które mam to: Flirty Girl Nr 109 - to lawendowy odcień z dużą ilością białego złota i różowych drobinek. Lavender Dust Nr 110 - to jasno fioletowy kolor, momentami w opakowaniu wydaje się bardzo rozbielony, ale przy swatchu uderza niebieskofioletowym intensywnym blaskiem, wygląda jak neon praktycznie i do tego ma lekko metaliczny poblask. Sweetheart Nr 111 - nutkę metalicznego światła widzę też przy tym odcieniu który łączy w sobie zarówno intensywny jak i zgaszonym, brudny róż. Z wszystkich trzech to pierwszy jest najbardziej migoczący i rozproszony, pozostałe dwa dają bardziej jednolity i metaliczny poblask.



Nowością u mnie jest też mocno kryjący korektor do twarzy i pod oczy Zoom In Nr 02 Light od Semilac (22,45zł). Jest troszkę ciemny dla mnie, żałuję że nie zamówiłam jaśniejszego koloru, natomiast na szczęście nałożony cienką warstwą, nie odcina się na twarzy. Ma rzeczywiście dobre krycie. Co do stosowania go pod oczy to należy użyć bardzo małej ilości i od razu przypudrować, bo niestety lubi wędrować i osadzać się w zmarszczkach o których istnieniu mogłyście nawet nie wiedzieć :) Szczególnie ten odcień nada się idealnie dla posiadaczek sińców pod oczami bo kolor jest bardziej żółty niż beżowy.





 


Dalej w temacie produktów do twarzy. Jestem mega zaskoczona moją fascynacja kremowymi produktami do konturowania! Ta formuła chyba najbardziej mi przypadła do gustu. Tym razem u mnie coś płynnego, coś kremowego i coś w pudrze :)
Pierwszy gagatek to TOO FACED - Chocolate Soleil w kolorze Milk Chocolate Bronzer (124zł), jest to jaśniejsza wersja oryginału, jednak przyznam iż myślałam, że będzie bardziej neutralny :( Trzeba też z nim uważać, bo jeśli ktoś ma ciężką rękę to może sobie zrobić nim plamę. Da się ją spokojnie rozblendować, jednak zalecam uważane na pigment :) Pachnie taką sztuczną czekoladą, a kolor to taki lekki migdał, jednak na swachu czy w opakowaniu wygląda dużo jaśniej niż na twarzy. Kolejny bronzer to Huda Beauty Tantour w kolorze Fair (26GBP). Fantastycznie mi się go używa i stosuje go często wymiennie z tym od Fenty. Pachnie lekko chemicznie, ale jest to prawie nie wyczuwalne. Kolor jest nie co inny niż w samym opakowaniu. Na ręce czy twarzy wychodzi troszkę cieplej, bardziej żółto, jednak dalej w kierunku brązu. Ostatni to Bourjois Sculpt Bronze (18.69zł) - czyli bronzer w płynie. Niestety na mojej twarzy wygląda jak okropnie sztuczna, pomarańczowa opalenizna :( Ładnie się rozprowadza i ma bardzo przyjemny i świeży zapach. Myślałam, że wykorzystam może na ciało, jednak moje bijące bielą nogi też nie polubiły się z nim. Pójdzie w świat! Na moich opalonych przyjaciółkach będzie się prezentować świetnie :)




Kolejną nowością do twarzy jest róż, jak już wiecie ja róży kompletnie nie używam, jednak ostatnio postanowiłam, że może choć jeden przydałby się w kosmetyczce :) Wybór padł na osławiony Milani Baked Blush nr 05 w kolorze Luminoso (41,23zł). O dziwo, podoba mi się na mnie. Jest jakby połączeniem różu i rozświetlacza. Sam kolor to brzoskwinia pomieszana z różem i złotem. Pachnie sztucznie, chemicznie ale nie intensywnie. Starczy mi pewnie na lata, a przy okazji jak będą kogoś malować to już nie powiem, że nie mam żadnego różu :)



Do twarzy jeszcze pozostałam mi pudrowa nowość i jak na razie mój ulubieniec pod oczy, mianowicie No7 Perfect Light Pressed Powder (11,49zł). Jest totalne aksamitny i miękki. Na skórze pozostawia lekką woalkę, nie wygląda sucho i nie ciastkuje się. Idealnie nanosi się na twarz, a przy się nie pyli i jest transparentny więc nie zmienia koloru podkładu czy korektora pod nim. Nie wyczułam żadnego zapachu. Co do trwałości to nie sprawia, że macie na twarzy suchy mat, ale też nie spływa Wam podkład po 2h, mi jak na razie sprawdza się świetnie :)







Na sam koniec mam do pokazania wysyp moich nowości do ust :) Na pierwszy ogień idą dwie pomadki od Nars (26 GBP). Pierwsza jaśniejsza to Brigitte - czyli ciepły odcień koralu połączonego z lekko różanym podtonem. Druga to Anna - czyli dość chłodna i ciemna w kolorze jagodowym. Obie pomadki są kremowe i przyjemnie sie je nosi na ustach, a przy tym są długotrwałe. Oczywiście nie są na nich 24h, ale kilka przyzwoitych na bank i do tego ładnie się zjadają i bez problemu po posiłku można je dołożyć.





Kolejna pomadka to takie małe marzenie, zawsze chciałam mieć coś z tej marki - a szczególnie pomadkę :) Mowa o marce Charlotte Tilbury (25 GBP), postawiłam na jej serie pomadek matowych Hot Lips i kolor Kidman's Kiss. Sama pomadka, jej opakowanie i kształt są prześliczne. Szminka cudnie sunie po ustach, jest kremowa, ale nie za bardzo żeby się łamała czy roztapiała w torebce. Niby powinna być matowa, ale według mnie to taka idealna satyna na ustach. Kolor to świetny dzienny róż, nie za jaskrawy, ale przy tym bardzo dobrze napigmentowany. Kolorystyką bardzo przypomina mi szminkę z Mac "Please Me". Następna (i nie jedyna tutaj) została kupiona na Zalando. Mowa o firmie Burt's Bees (59zł) i ich Satin Lipstick w kolorze Blush Basin nr 501. Jest mocno napigmentowana, jednak jest zapach nie jest najprzyjemniejszy - dobrze, że szybko się ulatnia. Jest sztuczny i lekko jakby woskiem ze świec zalatywał :) Sam kolor to ciepły koral z dodatkiem różu. Pomadka jest bardzo kremowa i momentami mam wrażenie, że za bardzo bo jednak sztyft trochę się wygina do tyłu przy malowaniu ust. 





Kolejna to Paul & Joe Beaute w kolorze Paris Metro nr 214 (69zł+35zł). Kupuję się tutaj osobno samą pomadkę, a osobno opakowanie - etui na nią. Sam kolor jest typowym dzienniakiem będącym mieszanką beżu i różu. Pachnie delikatnie kwiatowo i jest przyjemnie kremowa na ustach. Samo opakowanie jest też śliczne i niesamowicie eleganckie. Przez ostatni miesiąc prawie się z nią nie rozstawałam - każde wyjście ze znajomymi zaliczała :)




Ostatnie trzy produkty do ust to błyszczyki. Pierwszy zakup jest z Zalando, to Crystal Ball Gloss Gamstone Rollergloss (35,10zł) w wersji Rose Quartz. Jest wypełniony prawdziwymi kryształami kwarcu i niby ma działać leczniczo. Dla mnie to po prostu bezbarwny błyszczyk, który daje efekt mokrych ust. Nie rozlewa się poza kontur i bosko wygląda nałożony na jakąś konturówkę. Pachnie delikatnie, ale przy tym bardzo przyjemnie. Szału nie ma jak mam być szczera, ale bajer jest - bo kryształki :) Kolejny to lekko brzoskwiniowy i nawet dobrze kryjący błyszczyk od Golden Rose z serii Color Sensation Lipgloss nr 103 (12,67zł) o przyjemny, słodkawym, budyniowym zapachu. Nie klei się na ustach i ładnie błyszczy, jednak jak się nałoży za dużo to brzydko zbiera się przy wewnętrznej części ust. Ostatni błyszczyk jest od Eveline Glow&Go Lip Gloss w kolorze nr 03 Neutral Nude (11,19zł). Ma piękny jasno różowy kolor, trochę transparentny, a w nim miliony iskrzących się, maleńkich złotych/srebrnych oraz fioletowych iskierek. Na szczęście nie jest to jakiś chamski brokat, tylko rzeczywiści jakby złoty pyłek. Zapach jest słodki i przypomina mi zapach dawnych oranżad w proszku lub pastylek do rozpuszczania w wodzie. Niby rześki i lekko cytrusowy :)

A u Was jak mijają wakacje? Pracujecie czy odpoczywacie zasłużenie? Ja na urlopik wybieram sie dopiero w połowie Września!
Ściskam Was mocno!

marca 21, 2020

Popłynęłam ~26~27~

Popłynęłam ~26~27~

Cześć!

Dziś przychodzę już z ostatnia częścią zaległych zakupów :) okresy od Października do Listopada oraz Grudzień 2019. Kolejne zakupowe posty już w tym roku pojawiają się na bieżąco i mam nadzieje, że tak już zostanie! Cały 2019 rok zakupowy w trzech postach :)

Na początek zakupy z Października oraz Listopada: 



Widać od razu, że Czarny Piątek skutecznie na mnie oddziaływał w tym roku. Poleciał majątek i zrobiłam małe spustoszenie jeśli chodzi o Glamshop :) Przyznam szczerzę, że w większej części to zakupy z nudów i chęci nagrodzenia siebie, bo byłam od Września do prawie końca Grudnia na zwolnieniu lekarskim po kilku operacjach i miesięcznym pobycie w szpitalu - musiałam sobie jakoś ulżyć w cierpieniu :(



Zacznę od typowo świątecznej palety od TOO FACED Gingerbread Spice Palette (172zł). Ma ona piękne maty które idealne pasują do ciepłych błysków jakie też tu znajdziemy. Kolorystyka jest typowo ciepła i właśnie taka "piernikowa" :) W Sephorze dostępna jest też druga wersja tej palety Gingerbread Extra Spicy, jednak jej kolorystyka mniej do mnie woła.



Kolejna paleta to idealna kolorystyka na co dzień i od święta na jakieś większe wyjścia. Wiele wizażystów ją poleca, a jeden do jej powstania przyłożył swoja zdolną dłoń, więc w końcu musiała być moja - mowa o Affect Pure Passion (73,50zł) stworzona we współpracy ze znaną makijażystką Karoliną Matraszek. Większość cieni to maty, które uwielbiam używać w makijażu dziennym kiedy się śpieszę.

 


Ostatnia paleta w zestawianiu zakupowym, to jak dotąd mój najdroższy zakup, opłakany ogromnym cłem które stanowiło połowę ceny palety, więc jako cenę zapłaconą podam Wam całość kosztów. Mowa oczywiście o Pat McGrath Mothership V: Bronze Seduction (543.03 + 220zł) - płakać mi się chciało jak dostałam informację o tak wysokiej dopłacie, bo na stronie sklepu można z góry opłacić podatki i wtedy wyszłoby mi około 100zł dopłaty - masakra :( Czy warta jest tych prawie 800zł - wątpię! Dowiecie się wszystkiego w osobnej recenzji.



Pora na kolejne rozbicie banku i majątek wydany na Prasowane Pigmenty GlamSHADOWS (14,40zł) w liczbie 23szt oraz Pigmenty Prasowane Turbo Glow czyli Turboty (20zł) w liczbie 15szt! Wszystko kupione na promce 20%. Za dużo tych cieni aby wypisywać Wam wszystkie kolory - jeśli macie pytania o któryś to dajcie znać w komentarzu, ale jestem zadowolona ze wszystkich :) Już zmacane, a niektóre już były w użytku :)




Zostając w tematyce oczu, kupiłam nowy tusz od Bourjois - Mascara Twist Up Volume (22,99zł), to jedna z moich ulubionych - mam moją ulubioną 4 tuszy do rzęs, może zrobię kiedyś taki post z ich porównaniem :)





Pora na coś do twarzy, tym razem to Golden Rose BB Beauty Balm nr 01 Light (29,90zł). Niestety najjaśniejszy kolor za ciemny dla mnie, więc bez rozjaśniacza się nie obyło. Jak na BB krem to u mnie na twarzy zastygał na mat, co dziwne bo jestem przyzwyczajona do bardziej rozświetlających i nawilżających wykończeń. Zapach raczej chemiczny, trwałość nawet dobra bo wytrzymuje z 10 godzin przypudrowany, potem zaczyna się lekko świecić w strefie T. Nie jest zły, ale raczej nie kupie go ponownie :(



Pozostając przy twarzy, mam jeszcze jedne produkt - mianowicie WIBO Eyebrow Fixer czyli bezbarwny żel do brwi (11,99zł). Dziwny to produkt z dziwną szczoteczką :) Niby podoba mi się jak układa brwi i je rozczesuje, ale utrwalenie jest znikome, nabiera dużo produktu a do tego brudzi się niemiłosierne od kredki uprzednio nakładanej na brwi. Jeśli macie krótkie brwi i nie potrzebujecie mocnego utrwalenie to będzie to produkt dla Was - tylko po co? Żel do brwi z zasady ma utrwalać włoski, a skoro tego nie robi to nie jest żelem do brwi - koniec tematu :)






Pora na produkty do ust, a tych oczywiście będzie sporo. Zacznę od Guerlain nr 011 Beige Lingerie (119,20zł). To mój ideał, serio do tej pory nie wiedziałam, że istnieje aż nie poznałam tej pomadki. Najgorsze jest to, że jak ostatnio sprawdzałam to nie można jej już nigdzie dostać :( Ma fantastyczne i ekskluzywne opakowanie, bardzo solidne. Dodatkowo ma kremową i delikatną formułę, która pięknie się zjada i idealnie stapia z moimi ustami. Kolor to jasny beżowy róż z odrobiną brzoskwini, a zapach - och zapach! Mogłabym się w nim kąpać i mieć takie perfumy - jest niesamowity! Kolejna pomadka to Shiseido Nr RD714 Sweet Desire (108zł). Ma bardzo mocne krycie i kompletny brak zapachu. Kolor to herbaciany róż z domieszka brązu. Bardzo kremowa, długo trzyma się na ustach i powoli, jednak ładnie się zjada.




Kolejne dwa produkty pochodzą od Fenty Beauty. Pierwszy to Gloss Bomb Universal Lip Luminizer w kolorze Fu$$y (75zł). To bardziej różowa wersja pierwszego błyszczyka tej firmy. Lekko różowy, gesty z milionem rozświetlających drobin, a do tego meeega klejący. Na utach jest transparentny i koloru praktycznie nie widać, a złoty piasek cudnie lśni w słońcu lub świetle lamp - subtelnie. Ma cudny zapach jakby śmietankowo-waniliowy i jeszcze coś, ale nie mam pojęcia co. Jestem zachwycona.





Druga pomadka tej marki to ich znana Stunna Lip Paint Longwear Fluid Lip Color, która już mam w śmiałym kolorze o którym pisałam TUTAJ, tym razem wybrałam kolor Uncuffed (79,20zł), który miał być idealnym, jasnym, brudnym różem na co dzień - a okazał się brzydkim, nierównym i szarawo brązowym kolorem :( Jak się człowiek zapatrzy w perfumerii to zobaczy róż, natomiast u mnie na ustach wygląda jak brąz :( Bardzo wiele zdjęć w necie jest przekłamanych jeśli chodzi o ten odcień, nie dajcie się nabrać i przetestujcie ją choć na ręce w Sephorze. Ja jestem wściekła i pomadka poleci do jednej z moich przyjaciółek, którym pasują takie odcienie. 




Ostatnie już zakupy, a przy tym ostatnie pomadki to Bobbi Brown Luxe Liquid Lip Velvet Matte w kolorze nr 1 Double Bar (115,50zł) oraz Luxe Liquid Lip High Shine nr 4 Camisole (123,75zł). Pierwsza ma piankową konsystencję i chyba za duży aplikator, bo bardzo cięzko wyciąga się go z opakowania :) Kolor to lekko brązowawy róż, chłodny ale bardzo twarzowy. Druga pomadka ma dużo cieplejszy kolor, jakby róż z domieszka pomarańczy - podobnie jak pierwsza bardzo mocno kryję i ładnie prezentuje się na ustach. Obie także mają lekko chemiczny zapach, ale nie jest to nic nieprzyjemnego. Ne są trwałe, zarówno wersja matowa (która ani trochę matowa nie jest) jak i błyszcząca ładnie się zjadają z ust i można je łatwo dołożyć po posiłku.

Ostatnie zakupy Grudniowe: 



Tym razem troszkę mniejszy szał, bo budżet tegoroczny nadwyrężony mocno poprzednim miesiącem zakupowym :) Zmożony oczywiście paletowy zakup, a pomadek jakby mniej :) Zacznę więc od nich!




Zacznę od Maybelline Super Stay Matte Ink nr 30 Romantic (13,90zł). To mega żarówa, jeśli nie lubicie się wyróżniać w tłumie ani jak ktoś zwraca uwagę na Wasz makijaż to omijajcie ją szerokim łukiem :) Ja uwielbiam takie kolory i czasem nie robię kompletnie makijażu cieniami, tylko kreska na oko, tusz i taki kolor pomadki :) Szczególnie wiosna i lato to czas kiedy szaleje z takimi kolorami na ustach! Pomadka bardzo dobrze się trzyma i ładnie zjada - jestem zaskoczona bo myślałam że będzie się odcinać brzydką kreską - a tu zaskoczenie :) Zapach jest przyjemny, lekko waniliowy, a formuła bardzo płynna. Należy nałożyć jej bardzo mało i nie sklejać specjalnie ust po aplikacji, bo zauwazyłam że ta formuła tego nie lubi. Wykończenie jest kompletne matowe. Można ją dołożyć jeśli zjedliście super tłuste jedzenie, jednak zalecam zmycie i ponowne nałożenie jeśli zjedliście za dużo pomadki - aby się nie zrobiło ciacho na ustach ;)



Teraz siostra poprzedniczki, jednak tym razem w kredce, czyli Maybelline Super Stay Ink Crayon nr 25 Stay Exceptional (17,82zł). Kolor to ciemny, lekko brudny róż. Forma pomadki to wykręcana kredka, która rozsmarowuje się na ustach jak masełko i pozostawia matowy kolor. Jest dużo mniej trwała od poprzedniczki płynnej, jednak zapach jest identyczny. Ładnie się zjada i można ją bezpieczne i wielokrotnie dokładać kiedy coś zjemy.



Ostatni produkt do ust to Golden Rose "Vinyl Gloss" High Shine Lipgloss nr 08 (15,92zł). Jest to bardzo gesty, klejący i dobrze kryjący błyszczyk do ust o znikomym zapachu. Bardzo długo o dziwo trzyma się na ustach, jednak kolor jaki zamówiła jest dla mnie stanowczo za chłodny. Jest to zimny róż z dużą domieszka fioletu i szarości, dlatego powędruje dalej w świat.



Mam tez coś nowego do brwi, mianowicie żel Bourjois Brow Design nr 01 Transparent (12,99zł). Dobrze, że nie był drogi bo szału nie ma. Ma bardzo fajną, małą szczoteczkę, natomiast żelu wydobywa tak niewiele, że gdyby nie to iż produkt był zafoliowany to pomyślałabym że dostałam zużyty produkt - żelu praktycznie nie widać ani na szczoteczce ani na brwiach. Nie zauważyłam także jakiegoś szczególnego utrwalenia włosków, wiec nie polecam.



Po dłuższej przerwie postanowiłam wrócić do tuszu Loreal Volume Million Lashes, tym razem w wersji So Couture Extra Black (25,90zł). Po pierwszym użyciu przypomniałam sobie dlaczego przestałam używać serii "Million Lashes" - mianowicie cały czas kłułam się maskara w górna linie wodną oka. Jaki to jest ból, jakby ktoś szpile wbijał :( Maskara na początku jest bardzo rzadka i należy jej dać się trochę podsuszyć zanim będzie zdatna do użytku, ja uwielbiam ja do dolnych rzęs - tam sprawdza się idealnie :)




Jeśli chodzi o produkty do twarzy to mam jeszcze dwie nowości czyli rozświetlacze z Glamshop (26,10zł). Pierwszy to chłodnawy, złoty rozświetlacz z lekka różową poświatą o nazwie Rozświetlica, a drugi to białe złoto Bomboniera. Oba dają piękny taflowy wręcz blask na twarzy lekko wklepane palcem. Nie nakładałam ich pędzlem, zawsze robię to palcem i to na podkład. Dają przez to efekt zdrowej skóry. Żaden z nich ani nie bieli ani nie przyciemnia, są bardzo mokre w dotyku, jak woda. Mają mniejszy rozmiar niż zazwyczaj produkty tego typu z marki Glam, ale mi w tym wypadku to się podoba.



Przyszła pora na paletki, na pierwszy ogień idzie Anastasia Beverly Hills Prism (199,90zł). bardzo chciałam ją kupić już wcześniej, bo ma kilka ciekawych kolorów, jednak nigdzie nie mogłam jej dostać, aż w końcu produkty tej marki pojawiły się w Cocolicie i to jeszcze na tą akurat była zniżka.



Kolejna paleta to nowe dziecko Affectu - Sweet Harmony (114,99zł). Idealna na co dzień z odrobiną szaleństwa w postaci dwóch niebieskich cieni - które jak się okazało są w kolorach roku 2020 ;) Podoba mi się bardzo kolorystyka, choć brakuje mi tu błysku w lekko różowy kolorze.
 


Następna paleta to maleństwo od Bell Hypoallergenic Nude Eyeshadow nr 01 (18,99zł). Nasłuchałam się ostatnio jak to marka poprawiła jakość i ich produkty (w tym cienie) są bardzo dobrej jakości, więc się skusiłam. Ach niestety to nie moja bajka. Kolory są mega nudne i szarawe a do tego konsystencja kremowa ciężko pracuje na oku. Paleta ma chłodną kolorystykę a kremowe pod palcem cienie, które są satynowe trochę się świecą na palcu jak wosk pomieszany z kredą. Najlepiej nanosi się palcem. Poniżej możecie znaleźć swache oraz krótki opis kolorów:


  • Beż - jasny o lekko różowej poświacie 
  • Róż - chłodny, lekko fioletowy róż


  • Fiolet - jaśniutki beżowawy fiolet, bardzo chłodny
  • Brąz - prawie szary, chłodny brąz
  • Szary - zimny, średnio ciemny, metalowy, stalowy brąz


Kolejne maleństwo to paleta od Nars - Voyageur Eyeshadow Palette w kolorze Suede (108zł). Według producenta ma być paleta podróżna i właśnie taka jest. Ma 6 malutkich cieni w formacie jak cienie w paletach Anastasii, mamy tam 4 perły i 2 maty. Perły są mokre pod palcem, a maty dobrze napigmentowane. Cała kolorystyka to taki typowy dzienny nudziak w neutralnej odcieniach. Nazwy cieni są wypisane na spodzie palety. Poniżej możecie znaleźć swache oraz krótki opis kolorów:


  • Deep Chick - to perłowy rose gold z przewaga złota
  • Stilt House - to cudny perłowy róż, delikatny, jasny lekko rozmyty, idealny na cała powiekę
  • Graffiti - ciemny brąz, prawie czarny z mnóstwem złotych drobinek, idealny do smokey


  • Soleil - matowy, chłodny i szarawy brąz
  • Jumeirah - piękna perła o szampańskim kolorze
  • Condesa -ciemny, chłodny, matowy brąz w kolorze gorzkiej czekolady



Ostatnia zdobycz to obiekt westchnień wielu i pomimo tego,  ze w Glamshopie palety są limitowane to tą chyba już kilka razy doprodukowali :) Mowa oczywiście o GlamBOX "Kwitnąca Wiśnia" by  DiM Agnieszka Janoszka x GlamShop (119zł). Udało mi się ją kupić w drugim rzucie w Grudniu. Rozumiem wszystkie wzdychania, bo na żywo jest przepiękna - pomysł rewelacja!

I to by było na tyle moich szaleństw w roku 2019! Przyznajcie, że trochę tego było pomimo tego, że na blogu była cisza :) Przyznajcie się jeśli macie coś z rzeczy które wymieniłam w tym wpisie, jestem mega ciekawa!

Ściskam mocno!

Copyright © 2016 M&M - Mouse and Makeup , Blogger