Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kat von D. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kat von D. Pokaż wszystkie posty

lipca 16, 2018

Popłynęłam ~14~

Popłynęłam ~14~
Hej,

Uzależnienia ciąg dalszy :) Ostatnio w poście zakupowym pisałam Wam o prezencie ode mnie dla mnie, ciekawe czy zgadniecie co nim było na poniższych zdjęciach. Szczerze mówiąc to ostatni miesiące wyglądają jak jeden wielki dzień dziecka, który nie może się skończyć :) Czym ja sobie zasłużyłam na takie rozpieszczanie :) W tym poście pojawiają się tez pomadki z wyższej półki, na które już mnie dawno ciągnęło - czy aby warte swojej ceny :)





Zgadliście? Haha pewnie nie, bo jest z czego wybierać :) Prezent oczywiście nie był jeden, ale kupiony w jednym sklepie i do tego z tej samej kolekcji - tak to były produkty z Inglota we współpracy z JLo!



Zakochałam się! Kolorystyka jest przepiękna, niby nic odkrywczego, ale sami przyznajcie, że coś w sobie mają te kolory - aż krzyczą weź mnie do domu :) no i wzięłam!  Moim łupem padły 4 cienie do oczu - dwa błyszczce i dwa matowe, a także trzy pigmenty z kolekcji.



Jeśli o cienie chodzi, to już dawno nie kupowałam nic z Inglota (19zł) i ma wrażenie, że formuła została ulepszona - maty są mniej suche, a bardziej masełkowate - choć może to tylko w tej kolekcji? Pierwsze dwa kolory to J303 Deep Amethyst - perłowa śliwka na ciepłej czerwono-brązowej bazie oraz J315 Sienna - cudna, prawdziwa musztarda w macie, lekko wpadająca przy rozcieraniu w pomarańczowe tony, nie miałam jeszcze takiego koloru. Kolejne dwa odcienie to także cudne zestawienie, pierwszy to J331 Bordeaux - ciemny, chłodny brąz z lekkimi fioletowymi podtonami oraz J339 Copper - perłowy, rudawy i miedziany - bajka!


Pigmenty z Inglota uwielbiam od zawsze i mam już kilka w swojej kolekcji. Te z kolekcji JLo (49zł) są przepiękne i jakościowo nie odbiegają od tych w stałej ofercie. Kolorystyka tych które ja wybrałam jest także utrzymana w złoto-fioletowych tonach. Pierwszy J403 Ethereal to cudna mieszanka brudnego różu z fioletem i odrobiną srebra, drugi J405 Celestial to jaśniutka kombinacja lawendy i srebra, a trzecie J406 Cosmic Glow to połączenie złota, miedzi i lekko oliwkowych iskierek. Wszystkie trzy są mega unikatowe i boskie. Pigmenty są grubo zmielone i na pierwszy rzut oka nie można od razu powiedzieć jak będą wyglądały na oku.



Pozostając przy błyskotkach, do mojej kolekcji palet trafiła nowa od Too Faced Chocolate Gold (174,25zł) zakupiona ze zniżką 15%. Ogromnie się wahałam czy muszę ją mieć - moje przyjaciółki to potwierdzą :) Jednak kiedy jedna z nich ją nabyła i zobaczyłam ją potem na oku - szok! Wiedziałam już wtedy że będzie moja! W palecie są same metaliczne cienie i tylko cztery maty, ale w kolorach tak przemyślanych, że można dzięki nim idealnie wyprofilować oko w matach lub zrobić klasyczny dzienny czy wieczorowy makijaż.



Druga paletka to też marka Too Faced tylko tym razem w mniejszym i bardziej dziennym wydaniu.  Natural Eyes (143,20zł) bo to o niej mowa, jeśli chodzi o kolory cieni to niczym szczególny się nie wyróżnia na rynku - ot co neutralne, dzienne kolory dla każdej z nas, jednak jeśli chodzi o ich prezentacje i całe opakowania jest to małe dzieło sztuki :) Wygląd puderniczki i te koronki! Kupiłam ją także na promocji -20% - raczej nie kupuje nic w Sephorze w regularnych cenach, dla mnie to bez sensu, wole poczekać na promkę bo ostatnio są bardzo często :)



Ostatnią paletą cieni którą kupiłam w Czerwcu jest Lime Crime Venus XL Palette (50GBP). Wzdychałam do niej od kiedy pojawiła się na necie - do czego ja w sumie nie wzdychałam :) Robiąc zamówienie dla przyjaciółki z Cult Beauty postanowiłam przestać wzdychać i wrzuciłam ją do koszyka! Kolory są cieplutkie i bardzo przypominają mi mix Modern Renaissance od ABH i Rose Gold od Hudy.



Postanowiłam przetestować cienie z Nabla (32,99zł), padło na błyskotki :) Wiem, że cienie można tez kupować jako wkłady i następnym razem tak zrobię, bo te i tak przełożę do palety magnetycznej - nie cierpię pojedynczych cieni w pudełkach bo mi się potem walają po szufladzie...
Pierwszy cień to Entropy - perłowy w odcieniu taupe, szarawy brąz z domieszką fioletu. Kolejny cień to Mystic - także perłowy, jednak jest to połączcie herbacianego różu z fioletem i brudnym różem.



Ostatnią błyskotką na dziś jaką mam dla Was jest płynny rozświetlacz z Golden Rose Metals Liquid Glow Higlighter nr 03 Warm Gold (14,90zł). Bum! To dopiero blask! Od kiedy go kupiłam ląduje prawie codziennie w moje wewnętrzne kąciki oczu - jest boski!



Jeśli chodzi o pomadki to jak zwykle u mnie wysyp :) Zacznę od szminek Marc Jacobs. Tym razem każda inna i aż trzy :) Pierwsza Enamored Hi-Shine Gloss w kolorze Skin Deep nr 344 (143zł) to przepiękny i nienachalny błyszczyk o lekkim miętowym zapachu i przepięknym kolorze mlecznego kakao - mniam!  Kolejna to pomadka w płynie, nie matowa ale długotrwała Liquid Le Marc w kolorze Truth Or Bare nr 454 (139zł). Zapach jest o wiele przyjemniejszy bo budyniowy, a kolor to piękny różany, zgaszony róż. Ostatnia pomadka to Le Marc w odcieniu Kiss Kiss Bang Bang nr 216 (135zł). To standardowa kremowa szminka o kolorze zbliżonym do poprzednika, jednak w bardziej żywym różu. Zapachu nie wyczuwam - chyba to lepiej niż śmierdzący chemiczny!



Kolejne dwie szminkowe nowości u mnie to także dwie ślicznotki z droższej półki. Pierwsza to osławiona Anastasia Beverly Hills Liquid Lipstick w kolorze Dusty Rose (16,67GBP). Zapach ma obrzydliwy - chemiczny i sztuczny, kolor szczerze mówiąc myślałam, że będzie jaśniejszy, a jest to bardzo chłodny, brudny róż. I powiem Wam, że całkiem nie rozumiałam tego zachwytu dopóki nie nałożyłam jej na usta... ja pierniczę! Przetrwała cały dzień, zjadając się leciutko od środka, jednak bardzo naturalnie - jestem zachwycona! Kolejny zakup to błyszczyk od Urban Decay Hi-Fi Shine Gloss w kolorze Backtalk (99zł). Ma bardzo dziwny, lekko miętowo-ziołowy zapach, a kolor to cudy kakaowy brąz z widocznym różem. Na ustach wygląda genialnie! Chyba coś ostatnio ciągnie mnie do błyszczyków - starzeje się???



Na koniec kolejne dwie pomadki, tym razem obie płynne i o wykończeniu matowym. Jedna to kolejny kolor z serii którą już znam i pokochałam, a druga to totalna nowość :) Zacze od tej już mi znanej, a mowa o marce Kat Von D Everlasting Liquid Lipstick (89zł). Kiedy zobaczyłam wersję płynna koloru Lovecraft u mojej przyjaciółki - wiedziałam, że będzie moja! Kolor jest mieszanką brązu i różu, ale różanego różu w dużej przewadze. Zawsze myślałam, że jeśli kolor tak samo się nazywa w wersji stałej jak i płynnej będzie dokładnie taki sam, a tu niespodzianka! Zapach niestety nie jest zachwycający, ale kolor i trwałość mi go rekompensują! Druga pomadka to dla mnie nowość od Huda Beauty Liquid Matte w osławionym kolorze Bombshell (15GBP). Plus za ładny, perfumowy zapach, natomiast kolor... ech... kiedy ja się nauczę, że nie mam urody typowej vlogerki makijażowej i nie zawsze to co im pasuje, będzie pasować mi :( Nie wyglądam tragicznie, ale to kompletnie nie moja bajka. Odcień jest ciepły, niby nude, ale jak dla mnie za bardzo idący w brąz z domieszką pomarańczu.

A Wy co upolowałyście ostatnio? Małe zakupowe szaleństwa? :)
Ściskam Was ciepło!

marca 31, 2018

Popłynęłam ~11~

Popłynęłam ~11~
Hej!

Przybywam z kolejnym postem zakupowym :) Jako, że mnie chwile nie było, to troszkę tego się uzbierało :) Ciekawe czy coś pokrywa się z Waszymi ostatnimi łupami? Post jest kolorowy i obfituje w produkty różnego rodzaju - zapraszam!




Przyznacie sami, że trochę tego się uzbierało :) skrzętnie odkładałam do pudełeczka aby obfocić i napisać dla Was ten post.

Kobo Professional Glamour

Kobo Professional Glamour

Na pierwszy ogień idzie paleta cieni Kobo Professional Glamour (64,99zł). Jak tylko te paletki weszły do Natury, to chciałam kupić tę z ulubionymi kolorami Daniela Sobieśniewskiego, jednak kiedy na stoisku przypatrzyłam się wszystkim zestawieniom kolorystycznym, to tylko właśnie ta mnie zauroczyła :) Ma piękne, podstawowe kolory jak idealny dla mnie odcień jaśniutkiego beżu czy też kruczoczarną czerń. Dodatkowo są tu zarówno maty jak i perły i już mi znana zabójcza pigmentacja cieni Kobo!

Zoeva Cafe

Zoeva Cafe

Kolejną zakupioną paletką jest limitowanka od Zoeva Cafe (25,30 eur z kosztami przesyłki) zamówiona z ich strony. Mam kilka palet tej marki i jestem z nich całkiem zadowolona, szczerze przyznam, że nawet nie wiedziałam takiej palecie :) Połasiłam się na nią dopiero po przeczytaniu posta u Deliciousbeautybe. Jak sami widzicie kolory są cudne, zarówno matowe jak i perłowe, a do tego dwa boskie, zielone odcienie, których poszukuje ostatnio w każdej marce.

Makeup Revolution Eye Foils Pure Platinum Rose Gold

Makeup Revolution Eye Foils Pure Platinum Rose Gold

Pozostając w tematyce oczu - pora na dwie błyskotki od Makeup Revolution Eye Foils (13,90zł), których zakup odkładałam już od dobrego roku, a od kiedy zobaczyłam w akcji chyba na kanale Maxi - wiedziałam, że muszę mieć :) Iskrzą się cudnie! Do zestawu dołożony jest metalowy talerzyk na którym możemy cień wymieszać z płynem także dołączonym do opakowania, aby uzyskać płynną konsystencję. Ja zakupiłam dwa kolory: srebrny Pure Platinum oraz złoty Rose Gold.

Kobo Professional płynny korektor nr 205 Alabaster

Nowością u mnie jest też kolejny produkt od Kobo Professional płynny korektor nr 205 Alabaster (19,99zł). Skusiły mnie na niego same pozytywne opinie na necie, no i powiem, że nie żałuje :) Jest na serio bardzo dobry. Utrzymuje się u mnie cały dzień, nie przemieszcza i ma całkiem przyzwoite krycie. Kolor który wybrałam jest dokładnie w odcieniu mojej skóry, jednak po nałożeniu troszkę ciemnieje pod oczami, dlatego nakładam go jedynie punktowo na twarz, a pod oczy zakupie sobie drugi kolorek - najjaśniejszy w ich ofercie nr 204 Ivory.

Mybelline Master Fix Loose Pouder Translucent Rimmel Insta Fix&Matte nr 001 Translucent

Jeśli o pudry chodzi, to wiedzie, że ciągle poszukuje mojego ideału, ale żebym nie musiała za niego płacić fortuny :) Ostatnio w moje łapy wpadli dwaj pretendenci do miana idealnych - jednak to jeszcze nie to :( Pierwszy, puder sypki od Mybelline Master Fix Loose Pouder Translucent (23,49zł) skończył mi się za nim zaczęłam go dłużej używać, nic dziwnego skoro to tylko 6 gramów :( Ma bardzo fajne pudełko i przyjemnie, nienachalnie pachniał - jednak z trwałością makijażu szału nie robił, a przy tym pylił się jak oszalały. Jeśli chodzi o kolegę z firmy Rimmel Insta Fix&Matte nr 001 Translucent (20,59zł) to muszę przyznać, że spisuje się całkiem dobrze. Ma bardzo przyjemny, mydlany zapach i na skórze jest prawie nie widoczny. Używałam go też pod oczy i bardzo dobrze się tam spisywał, jednocześnie rozświetlając odrobinę tą okolice. Ładnie utrzymuje makijaż przez cały dzień w pracy, oprócz linii uśmiechu, gdzie myślę że może sprawdziłaby mi się metoda wypiekania pudrem, jednak do wypiekania ten gagatek się nie nadaję. Dlatego szukam dalej.

Provocater Purple Euphoria nr 92 Green Turf nr 93 Snow Flake nr 02 Neon Orange nr 95 Coctail Berry nr 47 Pansy Flower nr 54

Teraz może trochę w temacie paznokci. Ostatnio pisałam Wam jak bardzo spodobały mi się lakiery od firmy Provocater (24,99zł), no i proszę :) Oto dowód! Zmówiłam 6 kolorów i jeden top - matujący. Odcienie lakierów jak widać bardzo żywe - boskie!

Provocater Purple Euphoria nr 92 Green Turf nr 93 Snow Flake nr 02

Provocater Neon Orange nr 95 Coctail Berry nr 47 Pansy Flower nr 54

Pierwsze trzy to od lewej: Purple Euphoria nr 92, Green Turf nr 93 oraz Snow Flake nr 02. Następne trzy to: Neon Orange nr 95, Coctail Berry nr 47 oraz Pansy Flower nr 54. Wszystkie kolory mega napigmentowane i kryją już przy pierwszej warstwie - za wyjątkiem nr 02, ale on ma być z założenia lekko transparentny, bo ma maleńkie drobinki. Wszystkie lakiery są mega gęste, momentami mam wrażenie że za bardzo :)


Przechodzimy teraz do tego co Myszy lubią najbardziej - produkty do ust :) Na pierwszy ogień idzie zestawienie trzech różnych konsystencji w odcieniu różu od trzech rożnych firm, jednak wszystko w tematyce matu. Zaczniemy od pomadki w kredce Revlon Matte Balm nr 205 Elusive Insaisissable (35,20zł). Mimo że to kredka, to rozsmaruje się jakby w mus. Zapach jest specyficzny jak dla wszystkich kredek tej marki, nie ważne czy matowe czy błyszczące - pachną ogórkiem i miętą :) Kolor to bardzo jasny róż, jednak na ustach wygląda bardzo twarzowo. Ładnie się zjada, ale trwałości to można tu ze świecą szukać :( Kolejna pomadka to Kobo Professiunal Matte Tint nr 704 Be Naughty (19,99zł). Kolor to bardzo chłodny i jasny róż z domieszką fioletowych podtonów - zdjęcie niestety tego nie oddało. Na ustach wygląda bardzo dobrze, bo po zaschnięciu kolor lekko ciemnieje. Bardzo ładnie trzyma się cały dzień i zjada równomiernie. Pachnie jakby wanilią i wafelkiem od lodów włoskich :) Konsystencja to puszysty mus, który fajnie rozprowadza się na ustach - na bank skuszę się jeszcze na jakiś inny kolor! Ostatnia szminka to mój mały koszmarek! Mowa o Wibo Ultra Matte Liquid Lipstick w kolorze nr 3 Red Plum (14,99zł). Najfajniejszy w tej pomadce jest kolor i zapach, który jest delikatnie perfumowy. Niestety cała reszta - ech... Zacznę od tego, że aby ją nałożyć równomiernie i nie narobić sobie przy tym plam, albo skorupy na ustach graniczy z cudem. Podczas jedzenia rozmazuje się jak szalona w kącikach ust i wyglądamy jak śliwkowy joker. Natomiast jak przychodzi do jej zmycia - cała twarz jest bordowa. Okropnie zasycha na ustach, na taką skorupę i czuć ją okropnie - jak tynk! Poleci dalej w świat.

Lovely Klips Lovely Lips

Pora no moje największe rozczarowanie od Lovely Klips w kolorze Lovely Lips  (25,38zł). Tyle czasu na nią czekałam, aż w końcu pojawi się w Rossmanie, bo zawsze była wykupiona. Na testerze miała piękny kolor ciemnego, brudnego różu, a tu... dupa :( Koło różu to to nawet nie stało :( Jeśli jeszcze kredka ma taki kolor jakbym chciała - ciemny róż, to sama pomadka ma domieszkę brązu i brudny róż już nie jest brudnym różem, a romansem różu z brązem! Przy okazji jest też bardzo ciemna - nie mam pojęcia jak to się stało, że na żywo ma zupełnie inny kolor niż w sklepie :(

Kat Von D Everlasting Liquid Lipstick Lovesick Mother Miss Argentina

Przyszedł teraz czas na Kat Von D Everlasting Liquid Lipstick (89zł). We wszystkich trzech odcieniach jestem zakochana! Pomadki są płynne, nie aż tak aby wylewać się poza kontur, jednak na tyle aby idealnie rozprowadziły się po ustach. Mają lekko waniliowy zapach z domieszką czegoś sztucznego, chemicznego. Zanim je kupiłam naoglądałam się milionów zdjęć z kolorami, aby wybrać te na które mam chrapkę :) Pierwszy kolor to Lovesick - fioletowawo - różowy, chłodny odcień, jaśniutki, bardzo przypomina pomadkę Kobo nr 704, o której pisałam wyżej.  Następny kolor to Mother, czyli piękny, żywy róż, który po zaschnięciu robi się bardziej brudny. Ostatni odcień to Miss Argentina, intensywny malinowy róż, nawet bo zaschnięciu jest bardzo wyraźny!  Wszystkie kolory nakładają się równiutko i nie ma mowy o prześwitach - jedne z lepszych pomadek jakie mam :)

Kat Von D Studded Kiss Lipstick Lovecraft

Kat Von D Studded Kiss Lipstick Lovecraft

Czas na ostatni produkt w dzisiejszym poście, a mianowicie Kat Von D Studded Kiss Lipstick w kolorze Lovecraft (85zł). Od początku miałam ochotę na 4 kolory z tej marki, ale stwierdziłam, że ten czwarty może spróbuje w innej formule - nie zawiodłam się :) Pomadka jest mocno matowa i lekko opornie sunie po ustach, ale jak już się na nich znajdzie, to kolor jest równy i trzyma się cały dzień. Zjada się lekko od środka przy tłustych posiłkach lub takich gdzie mocno trzemy jedzeniem o usta np. przy jedzeniu bułki. Zapach jest dużo ładniejszy od "sióstr" w płynnej wersji - to delikatna wanilia. Odcień który wybrałam to ni róż ni beż - taki ciemny nudziak, który pasuje do każdego makijażu.

A jak u Was w nowym roku? Małe zakupowe szaleństwa? :)
Ściskam Was ciepło!

Copyright © 2016 M&M - Mouse and Makeup , Blogger