maja 31, 2020

Sheherezada po północy

Sheherezada po północy
Hejka!

Dziś będzie kobieco i intensywnie, choć sadząc po zajawce lakierów użytych do stylizacji mogliście się tego spodziewać. Raz na jakiś czas tak mam, że muszę sobie przypomnieć, że potrafię być kobieca i zadziorna, bo przez większość czasu typowa ze mnie kumpela z sąsiedztwa, która chodziła z kolegami łazić po drzewach. Jeśli macie ochotę tak jak ja na odrobinę gorących kolorów w stylizacji to zapraszam dalej :)


Stylizacja jak to u mnie nie jest skomplikowana i nie wymaga nadludzkich zdolności plastycznych aby ją wykonać :) Wystarczą dwa odcienie, jeden dodaje blasku a drugi kobiecego pazura. Oba mają bardzo dobra pigmentacie, więc tez nie trzeba nakładać wielu warstw aby otrzymać pożądany i soczysty kolor.



Midnight Samba nr 179 - to migoczący, brokatowy róż z gęstym pyłem pełnym chłodnych srebrnych i czerwonych iskierek. Jest dużo jaśniejszy i ma chłodną tonacje w przeciwieństwie do koloru Pink Gold nr 094, który także posiadam. To kolorki idealne do akcentów kolorystycznych w mani. Krycie jest bardzo dobre przy dwóch warstwach. Ten kolor jako dwie warstwy powędrował na paznokieć u palca małego i środkowego



Sheherezada nr 123 - to cudna, kobieca, malinowa czerwień delikatnie podbita fioletem. Uwielbiam ten kolor. Praktycznie już przy pierwszej warstwie ładnie kryje, ale ja i tak zawsze nakładam dwie. W zależności od ilości warstw i rodzaju światła wygląda trochę jak fuksja, trochę jak wiśniowa czerwień. Uwielbiam takie niejednoznaczne odcienie, jednak trudniej ich piękno oddać na zdjęciach. W tej stylizacji kolor powędrował na pozostałe trzy paznokcie.



Jak Wam się podoba taki duet? Na serdeczny palec dołożyłam białą naklejkę wodną, którą kiedyś zakupiłam na Allegro z pakietem kilkunastu różnych. Mi to zestawienie podoba się bardzo i dodaje mi 100pkt do kobiecości i swojej samooceny, a przy tym poprawiam sobie zawsze humor zerkając na takie kolory - malinowa czerwień to mój ulubiony odcień czerwieni :)


Stylizację nosiłam około 3 tygodni i wszystko z lakierami było ok, pod koniec niestety naklejka zaczęła mi trochę schodzić od wolnego brzegu paznokcia, ale szybko ją dokleiłam na top. 

A Wy jakiego koloru jesteście fankami? Które odcienie poprawiają Wam nastrój? Dacie znać w komentarzu i koniecznie napiszcie co macie teraz na pazurach :)
Ściskam Was mocno!

maja 22, 2020

Obsypana Cukrem Pudrem

Obsypana Cukrem Pudrem
Cześć!

Mam wrażenie, że już całe wieki nie było postu z makijażem u mnie na blogu. Na Insta często wrzucam foty makijaży, natomiast jakoś ciężko jest mi dobrze uchwycić zdjęcie samego oko, stąd rzadziej pewnie posty :( Dziś głównym bohaterem został cień sypki "Cukier Puder" z Glamshopu. Makijaż był zmalowany na moje urodziny kiedy postanowiłam zaszaleć na oku. Jeśli chcecie się dowiedzieć jak go wykonać to zapraszam do lektury :)


W akcji kilka cieni z Inglota i aż dwa sypkie pigmenty :) Na żywo makijaż oka robi wow! Strasznie podoba mi się to chłodno-ciepłe połączenie na powiece. Do tego nudziakowa pomadka :)


Poniżej oczywiście krok po kroku opisałam Wam jak wykonałam makijaż oka:

>> Na całą górną powiekę powędrowała baza pod cienie Golden Rose Eyeshadow Primer, a na nią bardzo jaśniutki beżyk Inglot nr 351.
>> W załamanie trafił chłodny, brzoskwiniowo-pomarańczowy i matowy cień od Kobo nr 106
>> Następnie na zewnętrzny kącik, lekko roztarty w górę powędrował środkowy pomarańczowy kolor z tria Inglot nr 108R
>> Żeby dodatkowo przyciemnić jeszcze zewnętrzny kącik, nałożyłam też z tego tria od Inglota najciemniejszy odcień pomarańczy
>> Na dolny kącik zewnętrzny, tak do połowy powieki, aż pod tęczówkę oka powędrował piękny biskupi fiolet od Inglot nr 71, który trochę przy rozcieraniu wchodzi w róż
>> Na środek górnej powieki oraz na wewnętrzny kącik dolnej nałożyłam pigment z Inglota w kolorze nr 24
>> Wewnętrzny kącik górnej powieki rozświetliłam pigmentem od Glamshop w kolorze Cukier Puder
>> Oczywiście pod wszystkie pigmenty nałożyłam wcześniej Nyx Glitter Primer, aby mi się nie osypywały w ciągu dnia
>> Na koniec górną linię wodną przyciemniłam kredką do oczu z Kryolan Kajal w odcieniu Brown, a na dolną linię powędrował odcień Cream
>> Na rzęsach wylądowała maskara od Maybelline The Falsies Push Up Drama



Na koniec lista i zdjęcie wszystkich kosmetyków użytych do makijażu:


TWARZ:
Baza z Mac Prep+Prime; Missha Perfect Cover BB Cream SPF42 w kolorze nr 13 Bright Beige; Kobo Professional nr 204 Ivory; Puder Mybelline Master Fix Loose Pouder Translucent; Lovely Matte Face Bronzer w kolorze Medium Milky Chocolate; Rozświetlacz z The Balm Mary-Lou Manizer
OCZY:
Baza pod cienie Golden Rose Eyeshadow Primer; Nyx Glitter Primer; Cienie Inglot (nr 71, nr 351 oraz 108R); cień Kobo nr 106, pigmenty (Glamshop o nazwie Cukier Puder oraz Inglot nr 24); Kredka do oczu z Kryolan Kajal – Cream oraz Brown; Tusz Maybelline The Falsies Push Up Drama
BRWI:
Kredka do brwi z Golden Rose Longstay Precise Browliner nr 102; Żel do brwi z Sleek Brow Perfector – Clear
USTA:
Marc Jacobs Beauty Le Marc w kolorze Slow Burn nr 246

Co u Was króluje na oczach od wielkiego dzwonu i na wielkie wyjścia? Pigmenty sypkie, prasowane a może Turboty z Glamshopu?
Ściskam Was mocno!


maja 15, 2020

Popłynęłam ~29~

Popłynęłam ~29~
Hej,

Przepraszam za lekkie opóźnienie posta, ale w pracy sajgon :( Kolejny miesiąc kwarantanny mamy już za sobą i powiem Wam, że na mnie nie wpływa to pozytywnie, a szczególnie na zasobność mojego portfela :( W Kwietniu chyba rozbiłam bank i jestem sama na siebie zła momentami, że tak łatwo mnie skusić promocjami i kampanią, że łykam wszystko jak młody pelikan :( No nic damage is done, więc kto ciekawy to zapraszam dalej, na galerie moich kosmetycznych grzechów. 



Czy teraz już po fotach, wiecie na co poszedł majątek? :) Zacznę może od palet, bo tu same śliczności które kupiły mnie po pierwszych fotach w necie. 



Kosmetyki od Charlotte Tilbury są piękne, zarówno kolory jak i opakowania, jednak ich ceny są zaporowe - niestety. Od dawna chciałam mieć jedną z jej palet, czaiłam się długo na "Stars in your eyes palette" - jednak robiłam to tak długo, że teraz już jej nie można nigdzie dostać :( Jak wyszło to cudeńko - Instant Eye Palette - Pillow Talk (60GBP), to też biłam się z myślami czy kupić, ale w końcu stwierdziłam, że chce wiedzieć czy jakoś serio warta jest takiej kwoty? 



Kolejny rozbity bank to NATASHA DENONA - Sunrise Palette (247,2zł). Jak pisałam wcześniej TUTAJ, słyszałam, że w zależności od wielkości palety czy kolorystyki jakość cieni się zmienia. Musiałam sprawdzić czy to prawda, więc prawie zakup usprawiedliwiony :) Bardzo podoba mi się ta ciepła kolorystyka i samo wykonanie opakowania palety :)



Kolejna paleta u mnie, to szybko wyprzedana na stronie Sephora nowość od TOO FACED - Born This Way The Natural Nudes (159,20zł), która zniknęła bardzo szybko jak tylko się pojawiła. Musiałam ją mieć - jest przepiękna, a ja uwielbiam "nudne" palety!



Ostatnia paletka do oczu to zupełnie inna półka cenowa niż te powyżej, natomiast jest tak śliczna, że musiałam ją mieć. Cudnie dobrane błyski i maty i idealnie dziewczęcych kolorach na co dzień. Mówię oczywiście o ColourPop - Blush Crush (14USD). Bardzo lubię jakość cieni tej marki i uważam, że to bardzo dobry stosunek jakości do ceny. Dostajemy świetną jakość za stosunkowo niską cenę i jeszcze nigdy nie naliczono mi cła za zakupy z oficjalnej strony marki, a robiłam u nich zakupy już chyba z 6 razy, a przy okazji paczki dochodzą max w dwa tygodnie.


Pozostając przy oczach, zamówiłam sobie Inglot - Body Art (19,95zł), który jest oficjalnie klej do ozdób do ciała, natomiast na necie wszyscy stosują go jako bazę pod pigmenty i zachwalają, więc postanowiłam wypróbować. Opakowanie jest maleńkie w porównaniu do innych tego typu produktów, ale z drugiej strony stosuje się tego mikro ilość.



Kolejnym produktem do oczu jest cień w płynie od NABLA Denude Collection - Metalglam Metallic Liquid Eyeshadow w kolorze Sideral Shell (39,90zł). Posiadam już jeden kolor i bardzo dobrze mi się z nim pracuje. Pisałam o  nim TUTAJ, cień utrzymuje się cały dzień, meeega błyszczy i nie podrażnia moich oczu ani nie zbiera się w załamaniach powieki - polecam. 




Poszukiwania idealnego pudru, ciąg dalszy, tym razem zamówiłam sobie puder od NABLA Close-up Baking&Setting Powder w kolorze Translucent (67,15zł). Pudru jest całkiem sporo, jeszcze nie otwierałam, bardzo ciekawi mnie jak się spisze.





Kolejny produkt do twarzy to tym razem bronzer marki Physicians Formula - Murumuru Butter Bronzer w kolorze Bronzer (51,99zł). Odcień jest dla mnie idealny, lekko ciepły orzech włoski. W dotyku jest bardzo miękki i maślany, a jeśli ktoś uwielbia kokos to zapach jest bardzo intensywny i naturalny o dziwo. Jak ja nie cierpię kokosów to, aż tak mnie to nie odrzuca. 




Ostatni produkt do twarzy to rozświetlacz "Turbo Hajlajt"(45zł), który powstał we współpracy Glamshopu z MsDoncellitą. Bardzo lubię formułę nowych rozświetlaczy tej firmy, o których pisałam TUTAJ. Sam rozświetlacz jest bardzo mięciutki, w pudełku ciemny, natomiast na ręce jest to mega blask. Co do koloru to jednak u mnie lekko przyciemnia skórę i jest mega złoty na policzkach :( Szczerze to jestem zawiedziona, myślałam, że to będzie szampański kolor, a na twarzy wygląda (przynajmniej u mnie) jak mega złota smuga, nie zależnie od tego jak go aplikuje :(




Teraz pora na pomadki, u mnie nowość od Mac seria "Love me Lipstick". Kupiłam 6 kolorów na promce 25% która była przez kilka dni. Pomadki maja bardzo kremową konsystencję i nie pachną jak standardowe pomadki od Mac, zapach jest ledwo wyczuwalny i  bardziej kwiatowy. Bardzo podobają mi się opakowania, zarówno samo kartonowe pudełeczko jak i pojemnik na pomadkę. Pojemniki są pięknie cieniowane, takie kosmiczne i nowoczesne - są cudne. 


Wszystkie kolorki  na stronie mi się podobały i nie mogłam się zdecydować kompletnie które wybrać, padło ostatecznie na 6 poniżej:

  • Daddy's Girl - delikatny, przybrudzony róż, idealny na dzień
  • Hey, Frenchie! - to dwa tony ciemniejszy herbaciany róż
  • Mon Coeur - to chłodny, wiśniowy odcień różu 
  • Killing Me Softly - to chłodny odcień różu z dużą domieszką śliwki
  • Laissez-Faire - to chłodny odcień beżu i może odrobiny brzoskwini, podobno to odcień który przypomina słynne Pillow Talk od Charlotte Tilbury
  • As If I Care - to truskawkowy róż

To już moje wszystkie Kwietniowe "grzeszki", a jakie są Wasze? Tez daliście się wciągnąć w pochód promocji, czy zachowaliście zimną krew i nie dajecie się zwariować?

Na koniec jeszcze mała przypominajka, iż na Instagramie trwa cały czas moje rozdanie do 16 maja!
Więcej szczegółów pod zdjęciem na profilu :)


Trzymajcie się ciepło i życzę Wam dużo zdrówka!

Copyright © 2016 M&M - Mouse and Makeup , Blogger