Obiecałam już dawno ten post, jednak życie odciągnęło mnie od blogowania. Jako, że zdjęcia i tak zrobiłam to postanowiłam posty o kalendarzach z 2018 roku z opóźnieniem, ale jednak napisać po tym jak zauważyłam, że zawartość kalendarzy 2019 była bardzo podobna.
Na pierwszy ogień idzie kalendarz 24 Days of Clinique - kupiłam go na polskiej stronie sklepu TUTAJ ze zniżką 20% za 319,20zł. O dziwo był bardzo lekki, a jednak duży. Zawartość to zarówno flagowe serie z pielęgnacji jak i ich kosmetyki z kolorówki. Opakowanie bardzo mi się podobało, babkami nawiązywało do świąt. Co do okienek to momentami trzeba było uważać przy ich otwieraniu, aby nie naderwać całego opakowania lub innego okienka. Dodatkowo z wyprasek bardzo ciężko wyciągało się produkty co było wkurzające. Samo opakowanie kalendarza przychodzi do nas zafoliowane.
Poniżej znajdziecie zdjęcia wszystkich kosmetyków podzielone na trzy grupy (7,9 i 8 szt) oraz dzień po dniu, dodałam też coś od siebie jeśli mi się coś nad wyraz spodobało lub nie :) Nie wszystkie produkty zostały już przeze mnie przetestowane, więc z upływem czasu, ten post będzie aktualizowany.
Partia nr 1 - znalazły się tu 3 produkty z pielęgnacji oraz 4 z kolorówki:
- Chubby Stick Moisturizing Lip Colour Balm w kolorze Super Strawberry (1g) - kalendarz rozpoczyna się od kolorówki w pierwszym okienku, oryginalny produkt na stronie kosztuje 85zł za opakowanie 3gramów. Jest to jeden z najbardziej znanych produktów do ust tej marki, który zawierający masło shea i mango. Kolor jest bardzo ładny, to taki ciemny bordowy róż, konsystencja przypomina raczej balsam do ust niż jakąś szminkę. Na wargach jest pół przeźroczysty, jednak jeśli ktoś ma słabo napigemntowane usta to stick jest widoczny. Zapach jest okropny, jakby woskowy, a do tego tylko ten kawałeczek co wystaje to całość pomadki, więc strasznie mało.
- Clinique Pep-Start Eye Cream (7ml) - jest to lekki krem rozjaśniający pod oczy, pełne opakowanie kosztuje 99zł za 15mililitrów, więc dostajemy połowę produktu. Opakowanie z kalendarza jak i oryginał mają okrągłą końcówkę. Krem jest lekko kremowego koloru i ma przyjemny dla mnie zapach. Kremik bardzo lekki, szybko się wchłaniał i sprawdzał na dzień pod makijaż. Fajny aplikator nie dozował za dużo produktu na raz więc za to mega plus.
- Cream Shaper for Eyes w kolorze nr 01 Black Diamond (0.8g) - jest to bardzo miękka czarna kredka do oczu ze srebrnym pyłkiem, który widać pod światło, ale nie jest to chamski brokat czy coś w tym stylu, na oku błysk jest widoczny, szczególnie przy roztarciu kredki - czerń jakby trochę blednie i wyłania się srebrny blask. Oryginalny produkt kosztuje 89zł za 1,2 grama. Kredka jest super czarna i bardzo łatwo się nią pracuje.
- Take The Day Off Makeup Remover For Lids, Lashes & Lips (30ml) - to dwufazowy płyn do demakijażu, który idealnie sprawdzi się na wakacje ze względu na swoją wygodną i małą pojemność. Jest genialny do usuwania makijażu, nawet wodoodpornego, a przy tym nie podrażnia oczu. Oryginalny produkt kosztuje 79zł za 125 mililitrów, więc w kalendarzu dostajemy ćwiartkę :)
- Repairwear Laser Focus Wrinkle Correcting Eye Cream (5ml) - znalazłam go na stronie producenta teraz pod nazwą Repairwear Anti-Gravity Eye Cream. Koszt to 225 zł za 15 mililitrów. Podobno ma wspomagać budowę kolagenu, nawilżać skórę oraz zapobiegać przyszłym jej uszkodzeniom spowodowanym oddziaływaniem środowiska. Kremik bardzo ładnie, choć lekko sztucznie pachnie i wielkość 5ml jest w miarę spora, można przez kilkanaście dni spokojnie go używać i także idealnie wielkość nadaje się na wyjazdy do kosmetyczki. Jest koloru białego, gesty i bardzo treściwy. Na twarzy po zastosowaniu czuć fajne nawilżenie i ujędrnienie.
- Blushing Blush Powder Blush w kolorze Precious Posy (3.1g) - to przepiękny odcień różowej brzoskwini ze złotą perłą. W originale ma prostokątny kształt i kosztuje 145zł za 6 gramów. Tu dostajemy połowę produktu i to jak dla mnie w lepszym formacie bo okrągłym. Róż jest dobrze napigmentowany, ale nie można sobie nim zrobić krzywdy - próbowałam :) Pachnie ładnie jak krem Nivea, nie pyli się, a intensywność można dodatkowo budować.
- Deluxe Blush Brush - to pełnowymiarowy pędzel do różu i jedyne akcesorium kosmetyczne jakie pojawia się w całym kalendarzu. Na stronie producenta kosztuje, bagatela 115zł. To mój pierwszy pędzel tej marki i powiem Wam, że jak dla mnie wygląda bardzo tandetnie. Róż nakłada się nim wygodnie i sprawdzi się także do rozświetlacza czy konturowania twarzy.
Partia nr 2 - znalazło się tu 7 produktów z pielęgnacji oraz 2 z kolorówki:
- 7 Day Scrub Cream Rinse-Off Formula (30ml) - to peeling do twarzy z bardzo drobniutkimi ziarenkami, prawie tak drobnymi jak piasek, które delikatnie złuszczają naskórek - coś dla mnie :) Pachnie troszkę chemicznie, ma biały kolor i gęstą konsystencję z miko piaskiem. Oryginał kosztuje 115zł za 100mililitrów. Wielkość jaką dostajemy, spokojnie starczy na kilka tygodni.Mi bardzo fajnie się sprawdzał, nie podrażniał skóry, a przy tym idealnie złuszczał stary naskórek.
- Moisture Surge 72-Hour Auto-Replenishing Hydrator (7ml) - według producenta to krem do twarzy który szybko się wchłania, nawilża i ma bogatą formulę, dostarcza skórze idealne nawilżenie aż przez 72 godziny, nawet po umyciu twarzy. Oryginalne opakowanie to 135zł za 50 mililitrów. Jak dla mnie, żeby sprawdzić krem do twarzy to taka próbka jest za mała, taka wielkość może być odpowiednia do przetestowania kremu pod oczy, a nie do twarzy - dlatego uważam za lipę te maleńkie wielkości kremów do twarzy które znajdziemy w tym kalendarzu, powinny być przynajmniej 2 razy większe. Kremik o lekko brzoskwiniowym kolorze i średniej gęstości. Pachnie raczej sztucznie i mi przypominał troszkę zapach toffi, ale nie jest to nic odpychającego. wystarczy niewielka ilość, bardzo dobrze się wchłania. Aplikacja sprawia wrażenie, jakby tworzyła się na skórze warstwa czegoś plastikowego, śliskiego - przez co ja momentami miałam wrażenie jakbym nie smarowała swojej skóry - pewnie to sprawka jakiegoś silikonu w składnie. Nawilża i napina skóry zaraz po nałożeniu, ale nie widzę żadnego wypełnienia zmarszczek.
- All About Eyes (5ml) - to chyba najbardziej znany produkt tej marki pod oczy. Pamiętam, że kiedyś mnie uczulił, zobaczymy jak tym razem. Według producenta to lekki krem pod oczy zmniejszający widoczność opuchnięć, cieni i drobnych linii. Oryginał kosztuje 169zł za 15 mililitrów. Kolor jest lekko brzoskwiniowy, łososiowy w formie żelowej i od razu zaznaczę, że mnie nie uczulił. Szybko się wchłania, a przy tym lekko nawilżał i napinał skórę. Zapach niestety sztuczny, jak przy większości kosmetyków z tego kalendarza. Sprawdził mi się pod makijażem, ale nie robił jakiego wow.
- Deep Comfort Hand and Cuticle Cream (30ml) - idealna wielkość kremu do rąk akurat do torebki. Uwielbiam takie wielości kremów do rąk, bo pozwalają mi szybko kupić kolejny, na przykład i innym zapachu, a ja kremy do rąk pochłaniam w ciągu roku litrami :) Ten praktycznie nie ma zapachu, a konsystencja jest meeega gesta i wydajna. Potrzeba niewielka ilość aby pokryć obie dłonie. Pięknie je otula i nawilża - jeden z lepszych kremów do rąk jakie używałam. Oryginalny kosztuje 105zł za 75 mililitrów.
- Lash Power Mascara Long-Wearing Formula w kolorze nr 01 Black Onyx (2.5ml) - jakoś nie bardzo lubię miniaturki maskar, jakoś mija mi się to z celem. Nie znalazłam już tego tuszu na stronie producenta w aktualnej ofercie, natomiast w necie podobno powinien mieć minimum 12-godzinną wytrzymałość, nie osypuje się i nie rozmazuje za to wydłuża i podkręca rzęsy. Niby jest odporny na pot, zwiększoną wilgotność powietrza oraz łzy, a jego zmywanie jest dziecinie łatwe i można to zrobić palcami. Dla mnie tragedia, na rzęsach go praktycznie nie widać, a domycie go graniczy z cudem. Oryginalna wielkość to 6 mililitrów i kosztowała 100zł.
- Liquid Facial Soap Mild (15ml) - to pierwszy krok w systemie pielęgnacyjnym 3 Kroki Clinique. Jest to mydło do mycia twarzy w płynie w formie bezbarwnego żelu. Wystarczy niewielka ilość do umycia całej twarzy. Bardzo ładnie się pieni i nie ma żadnego zapachu, dodatkowo bardzo łatwo go spłukać. Niestety po użyciu moja skóra staje się strasznie wysuszona, ściągnięta niesamowicie, a do tego zaczyna się czerwienić i lekko piec :( Oryginalna pojemność to 200 mililitrów za 91zł.
- Clarifying Lotion Twice A Day Exfoliator (60ml) - to drugi krok w pielęgnacji według marki, czyli złuszczanie. Jest to także największa pojemność ze wszystkich produktów płynnych w kalendarzu. To delikatny płyn, który ma oczyszczać z zanieczyszczeń i łuszczącego się naskórka pozostawiając efekt delikatnej i pełnej blasku skóry. Ja nie zauważyłam tu żadnego działania, a używałam przez dwa tygodnie rano i wieczorem jak zaleca producent. Dodatkowo płyn ma lekko alkoholowy zapach i pozostawia na twarzy uczucie jakby przetarto ją spirytusem lub wodą utlenioną. Oryginalna pojemność to 200 mililitrów za 91zł.
- Dramatically Different Moisturizing Lotion+ (30ml) - to trzeci i ostatni krok w pielęgnacji według Clinique. Zużyłam ten krem prawie połowie na wyjeździe i przyznam, że jest bardzo treściwy i prawie w ogóle nie chce się wchłaniać - jednak mogło to być spowodowane za dużą ilością jaką nałożyłam, bo przy mikro kropelce tego problemu już nie ma. Jest koloru żółtego i pomimo zapewnień, ze ma być bez zapachu, to jak dla mnie pachnie troszkę chemicznie. Przyznam, że bardzo fajnie nawilżał po dniu spędzonym na słońcu, nadaje się pod makijaż jeżeli użyjecie bardzo niewielkiej ilości :) jest bardzo wydajny, a przy rozsmarowywaniu zamienia się w biały krem. Oryginalne opakowanie na stronie marki kosztuje 109zł za 50 mililitrów.
- Clinique Pop Matte Lip Colour + Primer w kolorze nr 01 Blushing Pop (2.3g) - to miniaturka matowej pomadki, ale przyznam szczerze, że jak na miniaturkę to całkiem spora. Bardzo kremowa i jak na mat i kompletnie bez zapachu, jednak sam procudent zaznacza, że lekka i kremowa formuła podważa stereotyp tradycyjnej matowej szminki. Niestety to nie mój odcień. Zbyt ciepła tonacja i ceglastobrązowa kolorystyka. Oryginał kosztuje 99zł za 3,9 grama, wiec dostajemy całkiem sporo.
Partia nr 3 - znalazły się tu 6 produktów z pielęgnacji, 1 z kolorówki oraz perfumy:
- Moisture Surge Intense Skin Fortifying Hydrator (7ml) - to kolejna za mała jak na testy próbka kremu do twarzy. Według producenta to bogaty, beztłuszczowy krem-żel, który natychmiast nawilża skórę poprawiając jej stan nawet na 24 godziny po nałożeniu, nie mam pojęcia czy to prawda bo go nie użyłam tylko podarowałam w prezencie osobie bliskiej z rodziny. Na stronie kosztuje 79zł za opakowanie 30 mililitrów.
- Moisture Surge Overnight Mask (7ml) - to według producenta niewymagająca spłukiwania, beztłuszczowa, kremowa maska na noc. Wielkość jaką dostajemy styknęła mi tydzień używania. Maska ma miłą konsystencję, krem jest biały i gęsty. Bardzo szybko się wchłania, niby nie ma zapachu, ale ja wyczuwałam lekki chemiczny smrodek na twarzy. Buzia była po nim gładka po zastosowaniu, a rano mile sprężysta. Oryginalnie kosztuje 139zł za 100 mililitrów, więc mogli się tutaj przy wielości trochę bardziej postarać.
- Rinse-Off Foaming Cleanser (15ml) - to krem do demakijażu, który starczy Wam na kilkanaście użyć, bo jest bardzo wydajny. Podczas kontaktu z wodą biały, lekko perłowy i gesty krem zamienia się w pianę i ma dokładnie oczyszczać skórę z makijażu oraz ma pozostawiać ją nawilżoną. Wystarczy niewielka ilość i rzeczywiście fajnie się pieni, jednak co do domywania to mam duże zastrzeżenia - nie polecam :( Oryginał na stronie kosztuje 109zł za 150 mililitrów.
- Clinique Smart Custom-Repair Serum (7ml) - serum do twarzy znów w maleńkiej pojemności. Powinno się go używać dwa razy dziennie i ma ono naprawiać mikrouszkodzenia skóry niewidocznie dla oka. Przy tak małej ilości ciężko będzie sprawdzić jego działanie, szczególnie gdy samo serum jest bardzo drogie bo aż 439zł za 50 mililitrów. Nie wiem jak Wy, ale jak wydajać taką kasę chciałabym wiedzieć czy to rzeczywiście działa :( Kolor pomarańczowy, lekko przeźroczysty. Szybko się rozsmarowuje i fajnie szybko wchłania w skórę. Zapach lekko sztuczny, ale na szczęście szybko się ulatniał. Przy rozsmarowywaniu ma się dziwne wrażenie jakby masowało się twarz przez lekko cienki, plastikowy lub gumowy materiał - może tak jest jakiś silikon w składnie i dlatego takie dziwne wrażenia :) Po samym użyciu skóra momentalnie jest mocno napięta i uelastyczniona.
- Clinique Smart Night Custom-Repair Moisturizer (7ml) - następna maleńka pojemność kremu do twarzy na noc. Według producenta ten krem podczas snu ma naprawiać linie i zmarszczki na twarzy, poprawiać wilgoć skóry, przebarwienia oraz zmniejszać spadek jędrności. To także jedne z droższych ich produktów, dlatego tak małe próbki nie sprzyjają chęci zakupu oryginału przez strach wydania pieniędzy na puste obietnice. Na stronie ten krem kosztuje 299zł za 50 mililitrów. Bardzo fajnie napinał i unosił owal twarzy - za to duży plus. Jak damy za dużo to niestety nie chce się wchłoną przez bardzo długi czas. Po zaaplikowaniu odpowiedniej ilości zostawia lekki błysk i film na twarzy mimo wszystko, natomiast nie jest to nic mega wkurzającego i się nie klei, przez co normalnie można iść spać. Rano skóra jest bardzo dobrze nawilżona. Zapach wstrętny, trochę zalatywał jak klej.
- Clinique Pop Lip Colour + Primer w kolorze nr 13 Love Pop (3.9g) - dostajemy tutaj pełnowymiarową pomadkę o pięknym malinowym różu ze złotą drobinką (bardzo niewiele widocznej na ustach) i lekkiej kremowej konsystencji. Kolor niw jest w 100% kryjący, ma lekko transparentna formułę. Zapach niestety jest okropny, strasznie chemiczny i jeszcze bardziej wyczuwalny niż przy poprzedniej pomadce. Na stronie producenta kosztuje 99zł.
- Clinique Pep-Start HydroBlur Moisturizer (7ml) - według producenta to baza/krem pod makijaż, który ma maskować niedoskonałości skórne i kontrolować wydzielanie sebum, a przy tym matowić twarz. Niestety znów maleńka próbeczka. Oryginalnie na stronie marki musimy zapłacić 125zł za 50 mililitrów. Kremik ma lekko różowawą, piankowa i gęstawą konsystencję. Na twarzy bardzo fajnie się go rozprowadza, wystarczy nie duża ilość. Po aplikacji skóra jest jakby lekko matowa, albo ja miałam tylko takie wrażenie :) Fajnie zachowywał się pod makijażem, ja w sumie tylko na dzień go stosowałam. W końcu jakiś kremik bezzapachowy.
- Aromatics in Black (4ml) - ostatni produkt jaki dostajemy w kalendarzu na Wigilie to woda perfumowana, a raczej jej próbka, którą na początku wzięłam za odżywkę do paznokcji przez to dziwnie wyglądające opakowanie. Jest to bardzo ciężki zapach i kompletnie nie dla mnie. Niby powinno się tam wyczuć śliwkę i grejpfrut, ale ja kompletnie nic nie wyczuwam, zamiast tego nozdrza wypełnia mocny orientalny zapach, ja nie polecam - ale co kto lubi :) Na stronie marki produkt kosztuje 329zł za 50 mililitrów.
Czy kupię ponownie? NIE.
Czy polecam? TAK
Co sądzę o kalendarzu?
Zacznę od tego, że kupiłam kalendarz, aby poznać produkty tej marki (i w tym celu sprawdził się znakomicie) oraz przetestować ich dostępne kremy do twarzy (tu niestety już nie jest tak kolorowo - warto tu nadmienić, iż jeśli chcecie poznać kremy czy serum do twarzy to niestety mikro próbki z kalendarza Wam tego nie ułatwią, jednak jeśli chodzi o kremy pod oczy to jak najbardziej polecam bo wielkości są przyzwoite). Bardzo denerwowało mnie samo opakowanie którego okienka ciężko się otwierało, a wyciągnięcie produktów groziło złamaniem paznokci. Widziałam, że w tegorocznej wersji firma postawiła na pudełeczka i uważam, że to jest strzał w dziesiątkę! Co do wartości kosmetyków jakie dostajemy to jest ona ogromna, przeliczyłam ja po cenach ze strony według otrzymanych wielkości i otrzymałam kwotę 1054,22zł za wydane 319zł, wiec ponad 3 krotne przebicie. Oczywiście możecie też kosmetyki wyrwać 20% czasami na stronie, wtedy otrzymujemy kwotę 843,38zł co i tak jest zawrotną suma. Jeśli interesuje Was przekrój produktów marki to serdecznie polecam, jednak jeśli chcecie sobie przetestować tylko kremy do twarzy przed zakupem ich oryginalnych wielkości i tylko to Was interesuje to odradzam. Dodatkowo produkty z roku na rok w kalendarzu powtarzają się w większości, więc nie widzę sensu kupowania kalendarza drugi raz z rzędu. Oczywiście jeśli walnęłam się w obliczeniach to mnie poprawcie.
Na koniec mam dla Was zdjecia makijażu z wykorzystaniem kosmyków kolorowych z kalendarza jako bonus :) Na oczy powędrował róż, tusz oraz czarna kredka, natomiast usta to trzy odsłony różnych pomadek jakie znalazłam w kalendarzu. Dodatkowo zaznaczyłam załamanie powieki bronzerem a kącik wewnętrzny rozświetliłam rozświetlaczem :)
Jak Wam się podoba makijaż? Miałyście kalendarze od Clinique, a może polecacie coś innego?
Ściskam ciepło!
Rzeczywiście zawartość niemal identyczna z tegoroczną edycją.
OdpowiedzUsuń